Witam wszystkich. Od razu chcę przeprosić, że nie dodaję kolejnego rozdziału
"Trouble" ale jakoś nie miałam siły go pisać. No i dostałam karę na
laptopa, więc nie mam zbytnio czasu pisać. Jednak w końcu udało mi się coś
naskrobać. Jako rekompensata pojawia się ten oto one-shot pisany na
życzenie. Mam nadzieję, że wyszedł on jako tako. Liczę również na
komentarze. Chcę wiedzieć co wy o nim sądzicie, bo ja osobiście mam wrażenie,
że wyjątkowo mi się nie udał.
Zapraszam więc do czytania.
Paring: YunTeo - Lunafly
~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~
Kiedy odważyłem się w końcu otworzyć swoje ociężałe powieki, zobaczyłem
przed sobą rozciągającą się biel na wszystkie możliwe kierunki, która była tak
rażąca, że musiałem przysłonić oczy ręką i ukryć je w cieniu, bym nie oślepł. Z
wolna jednak jako tako przyzwyczajałem się do panującej tu wszechogarniającej
jasności. Ale nie wiele zdołałem ujrzeć. W owym miejscu nie było niczego, poza
przytłaczającą mnie pustką i uczuciem strachu. Postanowiłem się rozejrzeć
pomimo wszystko. Ostrożnie zacząłem stawiać małe kroczki idąc przed siebie,
przy okazji uważnie lustrując teren. Niestety nic ciekawego nie rzuciło mi się
w oczy. Zrezygnowany tym wszystkim usiadłem po turecku i zacisnąłem dłonie w
pięści z bezsilności. Nie wiedziałem gdzie jestem, co tu robię, jak mogę się
stąd wydostać i najważniejsze. Gdzie podziewał się w tej chwili mój chłopak
Teo. Przecież zawsze był przy mnie. Nie ważne gdzie bym się znajdował.
Westchnąłem i przeczesałem ręką swoje włosy. Zmarnowanym spojrzeniem ponownie
przeczesałem otaczającą mnie nicość, by po chwili natrafić na jakieś niewielkie
czerwone kałuże. Z wahaniem podszedłem do owych plam i zanurzyłem w jednej z
nich palec, żeby przyjrzeć się temu czemuś bliżej. Okazało się, że była to
krew. Tylko teraz pytanie kogo. Moja na pewno nie. Nie byłem ranny. Po chwili
zastanowienia, postanowiłem jednak ruszyć w ślad za kolejnymi kroplami, by
dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodziło. Wstałem i ruszyłem za śladami.
Nie wiedziałem dokąd mnie zaprowadzą, ale miałem nadzieję, że nie odkryje
czegoś makabrycznego. Ta krew nie wróżyła nic dobrego.
Kiedy tak przedzierałem się przez pustkowie, zauważyłem, że zaczyna mnie
otaczać jakaś gęsta mgła. Nie miałem pojęcia skąd się pojawiła. Ale miałem złe
przeczucia. Przyspieszyłem więc trochę swój i tak już prędki chód, nadal jednak
idąc w wyznaczonym przez szkarłatną czerwień kierunku. Zacząłem biec, gdy
poczułem jak owa mgła gęstnieje i zaczyna się wokół mnie ciasno oplatać. Czułem
ogarniającą mnie panikę. Powoli traciłem nad sobą panowanie. Nogi zaczęły
odmawiać mi posłuszeństwa, a ręce opadły mi wzdłuż ciała. Jednak nieprzerwanie
biegłem chcąc uciec przed tym niewidzialnym potworem. W końcu nie wytrzymałem i
upadłem zmęczony tym wysiłkiem na twardą powierzchnię. Stęknąłem głośno i ledwo
się zmusiłem, żeby złapać się za pulsującą głowę. Spanikowany rozejrzałem się i
moim oczom ukazało się jakieś zakrwawione ciało, leżące nieopodal mnie.
Widziałem, że jego klatka piersiowa jeszcze trochę się unosi. Ledwo, ale
jednak. Zmrużyłem oczy chcąc się tajemniczemu osobnikowi przyjrzeć, gdy nagle
mnie olśniło na widok jego wisiorka lekko zwisającego z zaplątanych włosów. To
przecież Teo był tym nieprzytomnym i zakrwawionym człowiekiem! Mój Teo! Ból
ścisnął moje serce, a łzy zaczęły jak szalone cisnąć się do moich oczu. Kilka z
nich spłynęło po moim bladym policzku. Nie mogłem pozwolić, by mój chłopak
zginął nie wiadomo dlaczego. Kto mógł się dopuścić czegoś tak karkołomnego?!
Zebrałem w sobie wszystkie siły jakie mi pozostały, spiąłem mięśnie jak tylko
mogłem i zacząłem się wolno czołgać w stronę ukochanego. Tak bardzo nie
chciałem, żeby cierpiał. Widziałem jak wielki wysiłek wkłada, żeby czerpać
ostatnie hausty powietrza. Nagle spojrzał na mnie swoimi pięknymi oczami
czarnymi jak noc. Jednak były one puste. Wyparował z nich cały blask jaki
zawsze w nich był. Zabrakło iskierek radości. A miłości nigdzie nie mogłem
odnaleźć w tej ciemnej próżni. Był niczym lalka. Umierająca lalka, którą
kochałem całym sobą. Tak bardzo nie chciałem, żeby odszedł. Żeby mnie zostawił
w tym dziwnym i nieznanym mi miejscu samego. Dotknąłem opuszkami palców jego
twarzy. Przejechałem kciukiem od powiek do spierzchniętych warg, które tak
panicznie chciałem teraz pocałować. Zmusiłem swoje zmęczone ciało do siadu i
przygarnięcia do siebie Teo. Przytuliłem go najmocniej jak tylko mogłem. Nie
chciałem płakać, jednak łzy już torowały sobie drogę na moim policzku, swoją
trasę kończąc we włosach mojego ukochanego. Musnąłem lekko jego wargi, kiedy
nagle poczułem dłoń na swoim policzku. W tej chwili patrzył na mnie z uczuciem,
którego chwilę temu nie było.
-Yun... - wychrypiał cicho i uśmiechnął się szeroko, pomimo bólu który
przeszywał jego drobne ciałko - ...kocham cię - kiedy to usłyszałem już nie
powstrzymywałem swoich łez. Leciały niepohamowane niczym wodospad. Czułem, że
moja twarz jest teraz cała mokra. Jednak nie przejmowałem się tym. Byłem zbyt
przerażony wizją śmierci Teo, żeby interesować się takimi głupotami. Płakałem
jak dziecko. Psychicznie również umierałem, fizycznie byłem zdrowy. Chciałem
umrzeć razem z nim, ale było to nie możliwe. Nie miałem czym tego zrobić.
Siąknąłem cicho w jego koszulę ocierając łzy, które wypływały bezustannie z
moich oczu. Nie mogłem wytrzymać tych krzyków pełnych bólu brzmiących w mojej
głowie. Nawoływały, wrzeszczały tak głośno, że powoli zaczęło mi się wydawać,
że ktoś jeszcze jest obok naszej dwójki. Tylko, że to było nie możliwe. Byliśmy
tutaj sami. A za kilka chwil zostanę wyłącznie ja. Na tę myśl moje serce jeszcze
bardziej się skurczyło. Miałem wrażenie jakby krwawiło. Smutek ogarnął całe
moje ciało i umysł, gdy usłyszałem ostatnie świsty powietrza wydobywające się z
jego malinowych ust. Zacisnąłem dolną wargę, aż do krwi, żeby się ponownie nie
rozpłakać. Jednak nie dałem rady. Musiałem dać upust swoim skrajnym emocjom.
Przycisnąłem do siebie jeszcze bardziej jego już martwe ciało i namiętnie
pocałowałem. Jednakże tym razem nie oddał tej pieszczoty, ssąc moją dolna wargę
jak to zwykł robić w takich sytuacjach. Był zimny. Był trupem. Całe jego ciepło
gdzieś uleciało, a razem z nim życie. Tak strasznie pragnąłem, żeby znowu się
do mnie uśmiechnął, ponownie dotknął mojej twarzy. Spojrzał na mnie tymi swoimi
ciemnymi oczętami. Jednak wszystko straciłem. Bo on już nie oddychał. Zostawił
mnie samego. Spełnił moje najgorsze oczekiwania. Stęknąłem cierpiętniczo, by po
chwili wydać z siebie nieludzki wrzask. Nagle poczułem jak coś uderza w moją
klatkę piersiową. Kilka razy. Zdziwiony spojrzałem zalanymi łzami oczami na swój
tors i dostrzegłem kilka czerwonych plam na swoim ubraniu. Krwawiłem. A potem
upadłem. Umierałem tak jak Teo. Jednak dopiero w tej chwili uświadomiłem sobie,
że już się nigdy więcej nie zobaczymy. Nie dotkniemy. Nie pocałujemy. Nawet nie
wyznamy uczuć. Bo życie po śmierci nie istniało. Przynajmniej ja w to nie
wierzyłem.
Szkoda, że umieramy. Chciałem spędzić z nim wszystkie dni swojego życia i
jeden więcej. Jednak najwidoczniej nie było nam to wszystko dane. Szczęście nie
było nam po prostu pisane. Ale ja zawsze będę go kochać. Zamknąłem oczy, by po
chwili poczuć jak tonę w wszechogarniającej mnie czerni. Otuliły mnie szare
pióra ciemności.
Moje serce biło dzikim rytmem, a ja obudziłem się przerażony i
zlany potem. Spanikowany usiadłem na łóżku, ciężko oddychając. Z trudem łapałem
powietrze, miałem tak ściśnięte gardło. Przerażony swoim koszmarem schowałem
twarz w dłoniach głęboko wzdychając. Nagle usłyszałem cichy szelest obok mnie,
a po chwili czułem czyjeś ciepłe ręce na moim ramieniu. Spojrzałem w tamtym
kierunku i doznałem ogromnego szoku. Kilka centymetrów przed moją twarzą
znajdowała się twarz Teo. Mojego Teo, który umarł. Zjawa lekko się uśmiechnęła
i pocałowała mnie swoimi miękkimi ustami w moje, lekko drgające ze
zdenerwowania. Chłopak patrzyłam się na mnie takim ciepłym wzrokiem,
przepełnionym miłością i czułością.
- Wszystko w porządku kochanie? - szepnął cicho i odgarnął swoją przydługawą
i niesforną grzywkę, która wpadała w oko - zbladłeś trochę.
Słysząc jego głos zamrugałem kilka razy oczami, by upewnić się, że to nie
sen. Jednak nic nie wskazywało na to, że to sen.
- Ty żyjesz! - rzuciłem się z krzykiem na zdezorientowanego moim zachowaniem
Teo. Nie zwracałem uwagi na pojawiające się zdziwienie na jego twarzy. W tej
chwili liczyło się tylko to, że żyje i jest bezpieczny w moich ramionach. Że
znowu mogę go przytulić, a on to odwzajemni - kocham cię! Tak bardzo cię
kocham! - krzycząc to, turlałem się razem z nim po łóżku, co chwilę coraz
bardziej zrzucając kołdrę. Przyssałem się do niego jak rzep, kiedy on śmiał w
najlepsze się z mojego dziwnego zachowania. Przytuliłem go jeszcze mocniej.
- Ja też cię kocham wariacie - zachichotał i wtulił się w mój obojczyk cicho
wzdychając - ale w tej chwili jestem głodny, więc zejdź ze mnie - mówiąc to zrzucił
mnie z siebie cicho chichrając się pod nosem i pomaszerował do kuchni w
poszukiwaniu płatków. Stęknąłem. On potrafił zniszczyć każdą romantyczną
chwilę. Jednak poszedłem za nim i mocno po przytuliłem od tyłu, kiedy nalewał
sobie mleko do zapełnionej miski jakimiś chrupkami.
- Zrób mi też - mruknąłem i pocałowałem go w policzek, wywołując kolejną
falę chichotów z jego strony.
O jakie to piękne ! *O* <3 one shot ci wyszedł nie opowiadaj głupot x3 tak się wzruszyłam że miałam ochotę płakać tylko zastanawia mnie jedna rzecz: gdzie Teo i Yun się wcześniej znajdowali?? i dlaczego potem Yun zaczął krwawić?? przecież nie był ranny ^^ pozdrawiam i czekam na next :D
OdpowiedzUsuńNic dodać nic ująć jak zawsze z reszta :*
OdpowiedzUsuńTo był sen, a w snach wszystko jest możliwe ^o^
OdpowiedzUsuńdziękuję, dziękuję, dziękuję ci za tego fica ;w; mój niedobór yunteo został zażegnany. poza tym TO JEST GENIALNE, więc nie opowiadaj bzdur, że ci nie wyszedł.
OdpowiedzUsuńchociaż gdzieś w głowie ciągle pojawiała mi się myśl, że to sen, to ryczałam jak głupia i byłam zła, że napisałaś angsta, ale uf, dobrze, że tak nie było :D
btw nie wiedziałam, że masz bloga, ohoh, trzeba to nadrobić!
Pięknie opisane...jak się człowiek wkręci to ma się wrażenie, że to działo się naprawdę^^. Świetnie piszesz obyś nigdy nie przestała :)
OdpowiedzUsuńŚwietny masz styl. :3 Mimo że nie interesuję się tym i szczerze mówiąc, nie mam pojęcia o kim czytałam, to wyobraziłam sobie ich po prostu jako przypadkowych ludzi. Pierwsza część naprawdę świetna, zwłaszcza, że uwielbiam dramatyczne sceny. Końcówka też dobra, bo zakakująca. Czyli wszystko, co lubię - tragizm i ciekawe zakończenie. :3
OdpowiedzUsuńMiło się czytało ;D Ale ja i tak czekam na Trouble!
OdpowiedzUsuńTsuki
Lunafly? Genialne!!!! Kotek ty to masz normalnie talent. Do czytanie tego polecam słuchać B1A4-걸어 본다 (do sceny snu) a SHINee-For 1000 Years Always Be By My Side (do obudzenia się) akurat tak mi leciało ^^ Unnie, normalnie cię kocham za twoje opowiadania, WSZYSTKIE!!!! <3<3<3 ;**** / Yodong.
OdpowiedzUsuńp.s jakimś pechem wylogowało mnie i nie pamiętam hasła ;///
Znowu nie pamiętasz hasła?! XD zapisz sobie gdzieś ;p
OdpowiedzUsuńTeż cię kocham moja Yodong! ~ <333
Oooo ta końcówka była urocza, a sam początek przerażający jak z horroru, przynajmniej taką scenerie sobie wyobraziłam xD
OdpowiedzUsuńNaprawdę dobre ^.^
Dziękuję na początek za twój komentarz, więc również wpadłam i... czuję, że jakiś czas zostanę ^.^ Super piszesz. To wszystko jest takie urocze (●´∀`●). Naprawdę suuper. :3
OdpowiedzUsuńNo Shizuku jest z Ciebie bardzo zadowolona! 。◕‿◕。
OdpowiedzUsuńMyślałam, że ich po - uśmiercasz a potem ja zrobię to z Tobą ale jednak historia miała pozytywny koniec. Bardzo się cieszę <3
Jeej *_* Nawet nie wiesz jak fajnie się to czyta! I ten dramatyzm, no *_* nie liczyłam wprawdzie na happy end, ale to nie zmienia faktu, że świetnie piszesz :* Youki <3
OdpowiedzUsuń