10 lut 2013

Klatka

Witam wszystkich!  Z góry przepraszam za tak wielką nieobecność, ale pisałam tę notkę na telefonie, bo laptopa mi schowali rodzice. A jak wiecie na komórkach źle się pisze. Także to jedna rzecz.
Druga sprawa. Złożyłam ask.fm. Więc jeśli ktoś chce o coś zapytać śmiało ---> ASK
Po trzecie. Jest to one-shot na życzenie, jednak mądra ja nie zapisałam sobie kto go zamawiał.
Cztery. Dedykuję tę notkę mojej przyjaciółce i żonie Shi, która tak zacnie mnie pośpieszała w pisaniu, bo TAK BARDZO ONEW ^^
No i ostatnia sprawa. Chciałam wam gorąco polecić bloga mojej koleżanki ZAPRASZAM :)
No i oczywiście liczę na komentarze ^^


~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ 

     Byłem w pierwszej klasie i pomimo swojej nad wyraz okazałej urody, przez większość uczniów byłem tępiony. Wręcz nienawidzony można by rzec. Koledzy z tego samego rocznika robili wszystko, byleby tylko uprzykrzyć moje życie. Miałem siedemnaście lat, karmelowe włosy za ramiona z przydługawą grzywką oraz spojrzenie barwy ciemnego brązu, idealnie łączące się z moją wyjątkowo mleczno-białą karnacją. Oczy  przyciągały uwagę  większości dziewczyn w szkole. Także, to  nie tak, że nie miałem powodzenia. Miałem i to ogromne. Jednak fakt, że urodziłem się gejem, na miejscu przekreślało szanse tych pięknych, ale jakże irytujących kandydatek.
     Nie chciałem, by informacja o mojej orientacji seksualnej tak szybko ujrzała światło dzienne. Bo nie minął nawet tydzień, a praktycznie już każdy wiedział. A, że mało osób toleruje takich ludzi, inni robili mi nie przyjemne dowcipy, jeśli można to tak ulgowo nazwać. Ci najbezczelniejsi zaciągali mnie siłą do toalety, gdzie jak zawsze kończyłem z głową zanurzoną w ubikacji. Często też praktykowali bicie i kopanie w ustronnych miejscach, gdzie moje krzyki pełne bólu i cierpienia nikogo nie zwabiały.
     W takiej atmosferze ciężko było znaleźć przyjaciela, którego teraz potrzebowałem. Jednak jakimś cudem udało mu się to. Taka właśnie więź zapętliła się pomiędzy mną, a nie jakim Lee Jinki'm. Chłopak ten, o jasnych brązowych włosach był pełen radości i energii, swoją pozytywną aurę dość często przekazując mi. Byliśmy nierozerwalni. Praktycznie wszędzie chodziliśmy razem.
Stworzyliśmy z siebie niepostrzeżenie takie dwie papużki nierozłączki. Z czasem poznałem też innych znajomych, którzy z wyraźną sympatią przyjęli mnie do swojego grona. Kim Kibum. Osoba, na której zawsze można polegać. Zabawna, ciepła, tolerancyjna i otaczająca całą naszą zwariowaną grupę matczyną opieką. Choi Minho. Pełen charyzmy, jeden z największych podrywaczy w szkole. Żartobliwie przez wszystkich nazywany żabą. Kim Jonghyun. Stworzenie z głosem niczym skała, zwycięstwa kilkudziesięciu konkursów wokalnych. Przeraźliwie miły i zabawny. Lee Jinki. Człowiek demolka, miłośnik wszystkiego, co jakkolwiek związane jest z jego ulubionymi kurczakami. Genialny towarzysz. No i ja. Nowy element tej niecodziennej układanki. Skryty, nieśmiały. Zamknięty w sobie i uzależniony od mleka bananowego. Czułem się wyjątkowo dobrze w towarzystwie tych ludzi. Z nimi mogłem pogadać o wszystkim, pożartować. Jako nie liczni umieli wyciągnąć mnie na dyskoteki, których szczerze nienawidziłem. Przy nich mogłem być sobą. Mogłem zdjąć maskę "zawsze szczęśliwego Taemin'a" i zachowywać się naturalnie. Bo przecież byli moimi przyjaciółmi. Akceptowali mnie takiego, jakim jestem. I za to im dziękowałem. Że pokochali mnie i przyjęli do swojej rodziny, pomimo wszystko. Bo gdyby nie oni, to zapewne nadal błąkałbym się sam po zapełnionych szkolnych korytarzach.
    Moi brutalni kaci dali sobie spokój, widząc chyba, że znalazłem wsparcie. Zrozumieli, że dręczenie mnie nie będzie już tak łatwe. Teraz będzie wręcz niemożliwe. A przede wszystkim niebezpieczne. Nie są idiotami. Wiedzą, że jeśli od tego momentu zadrą ze mną, zadrą również z moją nową rodziną, którzy przez każdego w tej szkole i nawet poza jej murami, znani byli jako czwórka lśniących. Dopiero niedawno dowiedziałem się, iż byli oni najbardziej szanowaną elitą tej uczelni. Każdy kto ich zna lub o nich słyszał, miał do nich respekt. Przeraźliwie się ich bali. Byłem bezpieczny.
     Jednak nie wszyscy chcieli mi odpuścić. Byli też jeszcze i tacy, którzy nie zważając na nic, chcieli zniszczyć mi życie tak bardzo, jak tylko potrafili. Jeden z takich dni miał nastąpić właśnie dzisiaj. W moje osiemnaste urodziny.
     Wracałem właśnie z Onew z zajęć tanecznych. Oboje dzieliliśmy to zainteresowanie, więc postanowiliśmy zapisać się na wspólny kurs. Skręcałem właśnie w drugi korytarz, gdy nagle poczułem coś pod swoimi nogami. Jednak na jakąkolwiek reakcję z mojej strony było za późno, ponieważ z głośnym hukiem przewróciłem się na twardą i zimną podłogę. Jęknąłem cicho i spróbowałem się podnieść.
- Taemin! - usłyszałem obok siebie spanikowany głos Jinki'ego. Chłopak podniósł mnie do pionu i zaczął otrzepywał moje spodnie - wszystko dobrze? - zapytał i spojrzał na mnie z dołu tym swoim przeszywającym wzrokiem. Lekko speszony tą sytuacją, pokiwałem głową zarumieniony. Jednak nie dane nam było trwać w tej jakże dla mnie uroczej chwili, bo za moimi plecami rozbrzmiał głos tak przeze mnie znienawidzony. Odwróciłem się.
- No proszę, proszę. Co my tutaj mamy? Króla szkoły i małą dziwkę - mówiąc to, zacmokał z wyraźną pogardą i splunął na moje nowe buty. Skrzywiłem się - dzisiaj się zabawimy pedale - warknął w naszą stronę, tym samym kiwając głową do swoich kompanów. Przerażony cofnąłem się o krok. Nas było ledwo dwóch. Ja nie umiałem się bić. Natomiast banda przeciwnika liczyła sobie, aż sześciu członków. Wątpiłem w jakiekolwiek szanse ucieczki. Z tej sytuacji nie było bezpiecznego wyjścia. Westchnąłem głośno. Nagle poczułem, że ktoś chwyta mnie za ramię i chowa za sobą. Spojrzałem zdziwiony na plecy mojego bohatera.
- Zostawcie go. Nic wam nie zrobił - mówił chłopak spokojnie - dajcie nam spokojnie przejść, a my zapomnimy o tym, co się tutaj stało.
Usłyszałem tubalny śmiech wydobywający się z gardła mojego głównego kata jako odpowiedź. Jednak stałem niewzruszony, tępo wpatrując się w podłogę i czubek własnych butów. Wiedziałem, że tak czy siak oberwę. Nie było ucieczki. Znowu mnie dopadną.
- Idioto, to nie dotyczy ciebie. Więc lepiej z łaski swojej odsuń się od tego smarkacza. Nie chcemy ci nic zrobić - mruknął groźnie i spojrzał na mnie swoim morderczym wzrokiem. Czułem, że jest już po mnie.
- Tylko spróbujcie go dotknąć - warknął - jeśli spadnie mu choć jeden mały włos z głowy, to solennie wam obiecuję, że zniszczę wasze życie jeszcze bardziej, niż wy chcecie jemu. I nie żartuję. Mam na to sposoby - mówiąc to, założył rękę na rękę i całkowicie mnie zasłonił swoim ciałem - nie oddam wam go - zakończył dobitnie.
- Naprawdę myślisz, że się ciebie boimy? - prychnął cicho - jesteś taki śmieszny - teatralnie starł niewidzialną łzę spod oka - chłopaki, zajmijcie się nimi.
Tamci pokiwali głowami i z wolna zaczęli do nas podchodzić. Cofnąłem się przestraszony o krok i chwyciłem mocno skrawek koszuli Jinki'ego. Nie chciałem narażać go na takie niebezpieczeństwo. To była moja sprawa, nie jego. Nie powinien mnie bronić. Nagle usłyszałem uderzenie. Silna dłoń wylądowała na policzku Onew. Jęknąłem i jak proca wystrzeliłem przed mojego przyjaciela.
- Zostawcie go! - wydałem się do nich wszystkich - nic wam nie zrobił! To o mnie wam chodzi! Zostawcie go - powtórzyłem głośno i wyraźnie.
- Jak sobie życzysz idioto - zarechotali i gwałtownie odepchnęli ode mnie Lee. Chłopak zachwiał się i upadł zaskoczony. Nie minęła nawet sekunda, a ja poczułem silny cios z brzuch. Z wrażenia stęknąłem głośno i złapałem się za bolące miejsce. Jednak, to nie było wszystko. Następne uderzenie wycelowane było w twarz. Przewróciłem się, uderzając lekko o ścianę.
- Taemin!! - usłyszałem krzyk. Uniosłem głowę do góry i spojrzałem na osobę, która mnie wołała. Onew był przytrzymywany przez trzech osiłków, nie mając szans na wyrwanie się z ich mocnego uścisku.
- Nic mi nie jest - wystękałem, uśmiechając się do niego - to nic takiego. Przej... - niestety nie dokończyłem zdania, bo ktoś stanął mi na nogę. Ból jaki w tym momencie poczułem, był nie do opisania. Obezwładniał moje poranione ciało, a z mojego gardła wydostał się głośny wrzask. Zdesperowany, próbowałem uciec. Odczołgać się od mojego kata. Jednak, to na nic się nie zdało. Jedyne, co uzyskałem po tych błahych staraniach, był jeszcze bardziej otępiający mnie ból. Poczułem, jak z moich oczu nie pohamowanie wypływają łzy. Nie mogłem ich zatrzymać, pomimo, iż się starałem. Nagle niespodziewanie ciężar na mojej nodze zmalał. Wręcz zniknął. Zdziwiony tym, uchyliłem swoje wilgotne powieki i ujrzałem Jinki'ego bijącego się z moimi prześladowcami. Byłem tym przerażony. Bałem się, że coś mu zrobią. Chciałem więc wstać, ale nie mogłem. Zbyt mocno wszystko mnie bolało. Skrzywiłem się tylko.
- Onew - szepnąłem zdesperowany, podtrzymując się na parapecie. Ledwo mogłem ustać. Chłopak spojrzał na mnie, rzucił jeszcze przelotnym spojrzeniem na sprawców tego całego przedstawienia i otrzepując ręce, podszedł do mnie. Nawet nie zauważyłem, kiedy zostałem przez niego podniesiony. Moje nogi dyndały luźno w powietrzu, a ja lekko przerażony tym co wyczynia, objąłem go mocno za szyję, wsadzając nos w zagłębienie jego szyi. Momentalnie dopadł mnie przyjemny i kuszący zapach jego wody kolońskiej. Działała ona na mnie, niczym wabik. Niepostrzeżenie więc wciągnąłem powietrze z tamtych okolic, rozkoszując się ich wonią. Nagle Lee przyśpieszył kroku. Spojrzałem zdezorientowany do tyłu i zamarłem. Kilku moich oprawców nas goniło. I to nie był zwykły chód. Oni biegli. Zbliżali się do nas coraz to bardziej. Przerażony spojrzałem na mojego przyjaciela. Jego twarz była zacięta, wargi mocno zagryzione ze zdenerwowaniem. Niespodziewanie jednak upadliśmy. Jinki wypuścił mnie z objęć, a ja niczym kula do kręgli, poturlałem się z dwa metry dalej. Stęknąłem i spróbowałem wstać, tylko, że ktoś mnie uprzedził. Zostałem brutalnie pociągnięty za włosy i ustawiony do pionu. Krzyknąłem, gdy ból z nogi zaczął nie możliwie mocno promieniować. Było to nie do zniesienia. Załzawionymi oczami spojrzałem na Onew. Był on mocno trzymany przez jednego z nich, a jego wściekły wzrok mógł strzelać piorunami.
- Idziemy - warknął trzymający mnie chłopak i zaczął nas prowadzić. A dosłownie rzecz ujmując, ciągnąć mnie na ubrania i włosy. Nie wiem ile trwały te tortury. Wydawało mi się, że wieczność. Ulgę poczułem dopiero, gdy zostałem wrzucony do jakiegoś ciemnego pomieszczenia. Za mną poleciał jeden z czwórki lśniących - zobaczy się rano frajerzy. Jeśli oczywiście raczycie przeżyć - sarknął i z głośnym hukiem zamknął drzwi. W pokoju zapanował niesamowity mrok. Ścisnąłem mocno swoje pięści, by uspokoić galopujące serce. Paznokcie zaczęły wbijać mi się w skórę, ale nie zwróciłem na to zbytniej uwagi. Czułem, że zaczynam wariować. Pot spływał mi po skroni, oddech zaczął nie równomiernie drgać, a na ciele wyskoczyły mi ciarki. Nagle poczułem czyjąś delikatną dłoń na ramieniu. Spojrzałem przed siebie, jednak nie było mi dane cokolwiek dojrzeć. Przerażony ścisnąłem powieki, biorą duże hausty powietrza.
- Taemin, wszystko dobrze? - zapytał się zaniepokojony moim zachowaniem. Pokręciłem głową, ale dopiero po chwili zdałem sobie sprawę jakie egipskie ciemności tu panowały. Powtórzyłem więc gest, tym razem słownie - co się dzieje? - cisza. Nie miałem w tej chwili odwagi i sił, by cokolwiek mu odpowiedzieć - Minnie? - powiedział głośniej i ujął moją twarz w swoje dłonie. Speszony jednak spuściłem głowę, biorąc tym samym kolejny głęboki wdech.
- Mam...mam nyktofobię... - zacząłem nie pewnie - boję się - wyjąkałem płaczliwie i zdenerwowany przytuliłem się do przyjaciela, który po chwili odwzajemnił gest. Nie wiem, ile trwaliśmy w takim uścisku. Minutę, dwie. A może nawet i dziesięć. Nie miałem bladego pojęcia. Jednak czucie drugiego ciała w tak przerażającym dla mnie momencie, było wręcz zbawienne. Onew co chwilę szeptał mi do ucha uspokajające słowa i głaskał delikatnie po plecach. Gdyby nie jego opanowany ton, to zapewne szamotałbym się teraz od drzwi do okien, byleby tylko się stąd jak najszybciej wydostać. Tylko, że tutaj nie było niczego, co jakkolwiek przypominałoby wyjście. Do miejsca w którym się znajdowaliśmy, nie docierał żaden promień światła. I to mnie coraz bardziej przerażało. Odsunąłem od siebie chłopaka drżącymi dłońmi i przetarłem wilgotną od łez twarz.
- Przepraszam - wydukałem cicho - gdyby nie ja, to pewnie byś tu nie siedział - mruknąłem skruszony i zacząłem się bawić palcami, cicho szlochając - to wszystko moja wina...
- Taemin, do cholery! Nie wolno ci tak myśleć - sarknął zirytowany Lee - gdyby nie ty, nie miałbym tak wspaniałego przyjaciela. Gdyby nie ty, moje życie nadal byłoby szare i ponure, pomimo reszty naszej dzikiej bandy. Gdyby nie ty, nie znalazłbym iskierki szczęścia - mówiąc to, chwycił dłońmi za moją zapłakaną twarz i kciukami starł spływające łzy - zrozum w końcu, że jesteś ważny. Nie tylko dla mnie, ale i dla Kimów i Minho. Dla nich to nie jest zwykła i przelotna znajomość. Są twoimi przyjaciółmi i cokolwiek się wydarzy, zawsze będą stać za tobą murem. Ja tak samo. Więc nie obwiniaj się - moje serce zadrgało. Pierwszy raz słyszę takie słowa od kogoś. Tyle, że osobnik znajdujący się naprzeciw mnie, nie był byle kim. Był najważniejszym człowiekiem w moim marnym życiu. Zależało mi na nim bardziej, niż na mleku bananowym. A to już coś znaczyło. Poczułem jak Onew się uśmiech. Jednak pomimo iż te słowa zostały wypowiedziane głośno i wyraźnie, ja nie dowierzałem.
- Co...? - zapytałem, chcąc się upewnić.
- Nie ważne - odpowiedział i wstał. Przerażony jego czynami, również chciałem stanąć na nogach, ale stanowczo mnie powstrzymał - spokojnie, nigdzie się nie ruszam. Poszukam jakiegoś oświetlenia - mówiąc to, odszedł gdzieś na bok. Jedyne co słyszałem, to jego kroki, upadające rzeczy i przekleństwa, które mruczał pod nosem. Po chwili zauważyłem małe światełko. A za nim następne i następne. Kolejnych jasnych punkcików przybywało niezmiernie szybko. Zdziwiony zdałem sobie sprawę, że to co widziałem, to były świeczki. Płonęło ich tutaj, co najmniej sto. Jinki rozstawił je gdzie tylko się dało, a pomieszczenie nagle nabrało barw. Okazało się, iż znajdujemy się w składziku szkolnego woźnego. Byłem tu już kiedyś. W tym miejscu zawsze chowałem się przed moimi dręczycielami, więc znałem wszystko tutaj praktycznie na pamięć. Odetchnąłem z ulgą.
- Dzięki - mruknąłem, próbując się jakoś podczołgać do kanapy umieszczonej pod ścianą. Jednak promieniujący ból z dolnych części ciała nie pozwolił mi przemieścić się nawet metr. Syknąłem i złapałem się za nogę. Bolało nie miłosiernie. Nagle niespodziewanie poczułem, że jestem unoszony. Pisnąłem spanikowany i objąłem szyję sprawcy.
- Onew! - krzyknąłem i jeszcze mocniej się do niego przytuliłem - natychmiast mnie postaw! To rozkaz!
- A jak nie, to co mi zrobisz królu? - mówiąc to zaśmiał się serdecznie, a po chwili usadowił mnie na obiekcie, do którego parę sekund temu czołgałem się niczym rasowa dżdżownica.
- Kiedyś cię zabiję za to noszenie mnie - warknąłem, próbując znaleźć jakąś wygodną pozycję. Skrzywiłem się, gdy moim ciałem ponownie zapanowała ogromna dawka bólu. Chłopak widząc moje cierpienie, odwrócił się i zaczął czegoś szukać - na szafie obok mioteł - podpowiedziałem mu. Spojrzał na mnie zdziwiony, jednak poszedł za moją wskazówką. Apteczkę znalazł bez problemu, a kiedy ją ściągnął, podszedł do mnie szybko i pierwsze co zrobił, to przykleił mi plaster na skroń. Było tam powiem lekkie przecięcie, spowodowane ostrym zakończeniem buta jednego z moich katów. Jednak plaster, który mi przykleił nie był taki zwyczajny. Był to plaster z Kubusia Puchatka.
- Jaja sobie robisz? - burknąłem i spojrzałem na niego rozbawiony - co to ma być?
- Urocza naklejka dla uroczego chłopca- odpowiedział i uśmiechnął się do mnie, a ja ponownie zastygłem.
- Co...? - powtórzyłem swoje wcześniejsze pytanie. I jak mogłem się spodziewać Jinki zlekceważył je machnięciem ręki. Wywróciłem oczami - jasne. Wmawiaj mi, że to nic ważnego - burknąłem i udając obrażonego, odwróciłem głowę w bok, zakładając rękę na rękę. Usłyszałem ciche westchnięcie, a po chwili poczułem jego ciepłe dłonie trzymające lekko mój pod brudek.
- Spójrz na mnie - powiedział stanowczo.
- Nie.
- Och, czyżby moja księżniczka się obraziła? - mruknął, chichocząc przy tym. Oburzony tymi słowami warknąłem w jego stronę.
- Kto niby powiedział, że jestem księżniczką? Tym bardziej twoją Kurczaku? - mruknąłem i oparłem się o kanapę.
- Ty. I to jeszcze wczoraj - zaśmiał się - przecież odgrywaliśmy role na sztuce. Sam wylosowałeś taki temat i uznałeś, iż jestem twoim panem i władcą. Więc ja, genialny Jinki, uznałem cię za księżniczkę. Swoją księżniczkę - mruknął - i żaden kmieć mi cię nie odbije - zakończył swoją niespotykaną wypowiedź. Jednak po chwili, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, podciągnął moją koszulkę pod samą górę i skrzywił się nieznacznie na widok ran na moim torsie. Spanikowany chciałem czym prędzej odgonić jego ręce, by nie patrzył na mnie, gdy jestem w takim stanie. Jednak jego surowy wzrok odwiódł mnie od tego pomysłu. Bo chłopak miał rację. Trzeba było mnie opatrzyć. I to natychmiast.
    Nasmarował mi zsiniały brzuch jakimś rozgrzewającym kremem, a potem przyłożył mi to tego miejsca kilka wacików, by owinąć to wszystko kilka razy bandażem. Następna w kolejce była noga. Jak się okazało, nie była złamana, a tylko skręcona. Więc uznaliśmy, że do dwóch tygodni powinna wrócić mi całkowita sprawność fizyczna. Na szczęście, bo nie wyobrażam sobie dłuższej przerwy w tańcu.
- Głodny jestem - mruknąłem, słysząc krzyczący żołądek. Brązowo włosy zaśmiał się.
- Domyślam się. Przecież to pora kolacji, a ty nawet obiadu nie zjadłeś - skarcił mnie wzrokiem i podszedł do swojego plecaka - mam dla ciebie prezent - mówiąc to, wyciągnął z wnętrza torby jakieś niebieskie pudełko i położył na moich kolanach. Zaczął je z wolna odpakowywać, a po chwili moim oczom ukazał się nie wielki czekoladowy tort z wielką cyfrą osiemnaście na wierzchu. Z wrażenia wciągnąłem powietrze, a po moim policzku spłynęła samotna łza, którą prędko starłem.
- Pamiętałeś... - powiedziałem wzruszony.
- Pewnie, że pamiętałem. Jak mógłbym zapomnieć o twoich urodzinach? - mówiąc to, pacnął mnie lekko w głowę - przecież to najważniejsze wydarzenie.
Uśmiechnąłem się lekko i zanurzyłem palec z miękkiej masie. Oblizałem go z czekolady, a po chwili znowu znalazł się w cieście. Tym razem zanurkował w kwiatku ze śmietany. Bez wahania pobrudziłem Onew po nosie kremem, zanosząc się cichym chichotem przy okazji. Chłopak spojrzał na mnie zadziornie, a mi serce mocno zadrgało pod wpływem jego intensywnego wzroku. Zarumieniłem się.
- Chcesz walczyć na jedzenie? - spytał mnie Jinki niewinnie, zdrapując leniwie paznokciem trochę czekolady z boku tortu. Spojrzałem na niego podejrzliwie i odsunąłem się na bok, byleby tylko znaleźć się daleko od tego wariata. Widziałem, jak wstaje i powoli zaczyna się do mnie zbliżać. Jego dłoń cała umazana była od ciasta, a na jego pięknej twarzy widniał wredny uśmieszek. Przerażony patrzyłem na niego. Wodziłem za nim wzrokiem. Nie chciałem oberwać. Usiadł obok mnie spokojnie i spojrzał mi głęboko w oczy. Zamrugałem kilkakrotnie i wzdrygnąłem się. Miałem dziwne wrażenie, jakby przewiercał mnie przez środek. Z wahaniem odsunąłem się jeszcze dalej, cicho przełykając ślinę. Niestety moje próby ucieczki spełzły na niczym, bo poczułem za sobą oparcie kanapy, a nadal byłem blisko przyjaciela. Noga nadal nie pozwalała wykonywać mi zbyt gwałtownych ruchów.
- Taeminnie - mruknął, przybliżając się do mnie niebezpiecznie. Nawet nie zauważyłem, kiedy nasze twarze dzieliło tylko kilka nędznych centymetrów, a jego oddech przyjemnie owiewał moje policzki. Nie mogłem znieść takiej bliskości. Już chciałem sturlać się z siedziska, gdy niespodziewanie poczułem coś lepkiego na twarzy. Ponownie zwróciłem swój wzrok w jego stronę. Nasze nosy prawie się ze sobą stykały, a ja nie wiedziałem co robić. Bo ta sytuacja zdecydowanie nie była dla mnie komfortowa. Przyjemna, acz nie do końca szczera od strony wiszącego nade mną chłopaka według mnie. Bo ja czułem do niego coś więcej niż przyjaźń. Kiedy go pierwszy raz ujrzałem, moje serce zakołatało mocno. Zauroczyłem się. Z czasem, kiedy go poznałem, zwolna zacząłem się w nim zakochiwać. W jego szczerym i szerokim uśmiechu, niewielkich brązowych oczach, delikatnych dłoniach. Polubiłem go za uzależnienie od kurczaków. Za głos, za ruchy, za poczucie humoru. Za ogromny dystans do siebie. Przede wszystkim jednak za wielkie serce i odwagę. Tym wszystkim podbił moje i tak już nieskładne uczucia. A pozycja jaką w tej chwili utrzymywaliśmy, tylko bardziej nie dołowała. Bo co może być bardziej dobijające niż fakt, że facet którego kochasz całym sobą, traktuje cię tylko i wyłącznie jako przyjaciela? Westchnąłem cicho i spróbowałem wstać. Chciałem jak najszybciej ochłonąć. Jednak nie było mi to dane, ponieważ Jinki zawzięcie coś rysował na moich policzkach. Zawstydzony taką bliskością, zarumieniłem się mocno i spuścił wzrok. Spróbowałem jeszcze raz usiąć, ale moje nędzne próby ponownie poległy. Skrzywiłem się i opadłem zrezygnowowany na oparcie.
- Ej - krzyknął zbulwersowany Lee - jeszcze nie skończyłam - mruknął i ponownie przybliżył się do mnie na niesamowicie bliską odległość. Zamknąłem oczy. Nie mogłem na niego patrzeć. Ten widok doprowadzał moje ciało do obłędu. Leżąc nieruchomo niczym lalka, nie zauważyłem nawet kiedy skończył swoje lepkie dzieło. Uniosłem powieki, by sprawdzić co robi, gdy przed oczami mignął mi flesz. Zaskoczony tak jasnym światłem, jęknąłem przeciągle i zasłoniłem twarz, nie chcąc ponownie oberwać tym rażącym promieniem - jak słodko! - usłyszałem po chwili pisk przyjaciela - wyszedłeś tak uroczo...to idzie na tapetę - stwierdził i zaczął coś klikać na telefonie.
- Co? - zaskoczony wyrwałem mu aparat z dłoni i spojrzałem na główny wyświetlacz. Jak tylko zobaczyłem, co się tam znajduje, zdębiałem. Zdjęcie przedstawiało mnie sprzed chwili. Leżałem na kanapie, moje karmelowo brązowe włosy porozrzucane były na wszystkie strony, a oczy zamknięte.Jednak tym, co najbardziej zwróciło moją uwagę, były śmietankowe kocie wąsy i wielka czekoladowa plama na środku nosa. Ledwo spojrzałem na fotografię, a już poczułem jak ubieram gruby kożuch z rumieńców na buzię, bo patrząc na ten obrazek, nawet skończony idiota mógł stwierdzić, że byłem podniecony. Już chciałem usunąć tę okropną sweet focie zrobioną przez brązowookiego, gdy nagle urządzenie zostało wyrwane z mojej ręki.
- Nawet nie próbuj - mruknął i schował przedmiot do kieszeni - to ma zostać na mojej tapecie.
- Nawet nie wiesz co chciałem zrobić... - mruknąłem niewinnie
- Ja już dobrze wiem, coś ty kombinował - mówiąc to, pstryknął mnie lekko w czoło - mojego mózgu nie oszukasz księżniczko - zaśmiał się cicho.
- Przestań do mnie tak mówić - syknąłem i przyłożyłem mu palec wskazujący do czoła - nie jestem jakąś babą.
- W takim razie książę. Pasuje? - zapytał się i lekko uśmiechnął. Serce ponownie mi zawirowało.
- No ewentualnie może być - sarknąłem zadowolony. Już chciałem zabrać swoją rękę z jego twarzy, gdy poczułem jak chwyta mnie za nadgarstek. Spojrzałem na niego zdezorientowany tym wszystkim.
- Taemin...nie sądzisz, że te podchody są już nudne? - zapytał mnie ni stąd ni zowąd. Otępiały patrzyłem na niego.
- C-co...? - mruknąłem niezrozumiale - nie rozu... - jednak chłopak gwałtownie przerwał mi w środku zdania. Bez wahania zbliżył się do mnie i złączył nasze wargi. Leżałem jak sparaliżowany. Nie byłem w stanie się jakkolwiek ruszyć i nie wiedziałem co o tym myśleć. Nim zdążyłem zareagować na jego poczynania, przerwał ten delikatny pocałunek i przyłożył palce do moich ust.
- Zanim coś powiesz, wysłuchaj mnie, dobrze? - skinąłem głową ciekaw co ma mi do powiedzenia - na samym początku chciałbym zaznaczyć, że cię kocham... - słysząc to wyznanie, już rwałem się do odpowiedzi, jednak wzrok Jinki'ego uciszył mnie - zaczęło się to, kiedy zobaczyłem cię w sali tanecznej. Twoje ruchy i styl tańca omamiły mnie niczym melodia węża. Pamiętasz ten moment, gdy wtedy na mnie spojrzałeś w odbiciu lustra? - widząc, że kiwnąłem głową potakująco kontynuował wypowiedź - właśnie wtedy się w tobie zakochałem. Twoje łagodne i niewinne spojrzenie przyciągało. A uśmiech, który wtedy gościł na twojej twarzy, był najpiękniejszym uśmiechem jaki kiedykolwiek dane mi było ujrzeć. Nie zauważyłem, jak szybko to wszystko się rozwinęło. Zostaliśmy przyjaciółmi, spędzaliśmy razem całe dnie na wygłupach z naszą ekipą. Ale ja byłem nie nasycony twoją bliskością. Pragnąłem mieć cię na własność. Kochać dniami i nocami, bez wytchnienia - mówiąc to, zdjął palec z moich ust i chwycił kosmyk moich włosów. Czułem, że jeszcze nie skończył - chciałem czegoś więcej. Nie wiem, czy mogę czegokolwiek oczekiwać...ale Kocham Cię. Tego jestem pewien, jak niczego innego - kiedy wypowiadał te wszystkie słowa, we mnie wszystko się przewracało. Raz czułem ogromną kłodę, a raz motylki w brzuchu. Czułem jak ze wzruszenia łzy zaczynają mi spływać po policzku. Byłem w tej chwili taki szczęśliwy. Uśmiechnąłem się mimo wzruszenia, jakie mną zawładnęło.
- Minnie? Dlaczego płaczesz? - zapytał się spanikowany, ścierając moje słone krople - czy powiedziałem coś nie tak? - jęknął i złapał się za głowę - nie chciałem!
Zaśmiałem się głośno z jego głupoty i pokręciłem głową.
- Jejku, Onew. Dziękuję ci! - burknąłem i rozpłakałem się już na dobre - tak bardzo zależało mi na tych słowach. Tak długo na nie czekałem! Nawet nie wiesz, ile one dla mnie znaczą - pociągnąłem nosem - też Cię kocham - szepnąłem i wtuliłem się w pierś mojej miłości. Moje serce z wrażenia tłukło się o klatkę piersiową. Miałem wrażenie, jakby zaraz miało wyskoczyć ze mnie i podreptać gdzieś. Wbrew sobie ziewnąłem cicho. Szczerze powiedziawszy byłem zmęczony po tym dniu. Nie dość, że kilka godzin nauki, klub taneczny przez dwie godziny, bitwa na korytarzu, to teraz jeszcze doszło to. Pomimo ogromnej dawki energii jaką z reguły posiadałem, byłem padnięty. Przetarłem oczy i spojrzałem na chłopaka.
- Kocham Cię, wiesz? - mruknąłem śpiący - kocham, kocham, kocham - mówiąc to, wstydliwie musnąłem jego usta. Jednak nie pozwolił mi się od nich oderwać, ponieważ chwycił mnie za głowę i przyciągnął bliżej siebie, pogłębiając pocałunek. Był on delikatny, pełen miłości i uczucia, jednak z lekką domieszką wyczuwalnego podniecenia i erotyzmu.
- Też Cię kocham Minnie - szepnął, zmieniając pozycję. Teraz moja głowa spokojnie leżała na jego kolanach - idź spać, bo widzę, że jesteś zmęczony. Woźny powinien na jakiś czas przyjść, ty w tym czasie się zdrzemnij - ziewnąłem jeszcze tylko, pokiwałem głową i zamknąłem oczy. Nie wiem ile czasu minęło. Ale kiedy się obudziłem leżałem w swoim łóżku, a obok na stoliku, na lampce zawieszona była karteczka z wiadomością.
"Przyjadę po Ciebie o ósmej. Tym czasem dobrej nocy. Twój Onew"
Czytając tekst, nie mogłem się nie uśmiechnąć. Zadowolony odwróciłem się na drugi bok i ponownie zapadłem w sen. Tym razem był to sen przyjemny.

10 komentarzy:

  1. Końcówka mi się podobała jednak ta napaść na Minnie i Onew.. wrrr!! Wpierdoliłabym tym idiotom jakbym mogła D8 Naprawdę się wnerwiłam na tych typków że pobili Taemina T^T no ale na szczęście jest już ok^^ Pozdrawiam, czekam na next i życzę dużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam happy endy! Dobrze, że wszystko się pięknie skończyło ♥ A już myślałam, że Onew go nie pocałuje xD
    Naprawdę mi się podobało, lubię paringi z Shinee.
    Pozostaje mi tylko życzyć weny ^^ Czekam z niecierpliwością na coś nowego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuje za dedykację słoneczko ! Warto było Cię tak pospieszać ! Wiesz, że nie przepadam za Taeminem, ale w twoim opowiadaniu mnie nie drażnił i powiem nawet , że dobrze mi się czytało. Cieszę się, że był to paring z Onew, <3 Tak rzadko ktoś o nich piszę.
    Więc mam nadzieję, że będziesz pisać częściej !
    Twoja Shizuku

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem co powiedzieć! Sry... Co napisać! haahha Jak będę znowu chwalić cię za genialny styl pisania, to pomyślisz, że jestem jakąś wariatką, a hejtować na pewno nie będę bo za bardzo mi się podobają twoje pościki. Nie pomyślałabym, że tak szczegółowo opiszesz tą napaść. Niemal czuje, że już mnie wszystko boli. Zazwyczaj podczas takich scen nie da się uniknąć haosu w tekście i układzie zdań, ale tobie to się udało. Całość jest strasznie spójna i szczegółowa. JESTEM DUMNA Z TEGO FRAGMENTU! Do tego ten szablon z Nu`est i ten fragment tekstu na samym początku przeniósł mnie do teledysku "Face". I bardzo chciałam nacieszyć się tym fragmentem "w zamknięciu". Nie pomyślałabym, że tak dobrana parka jakoś szczególnie zwróci moją uwagę (to przyzwyczajenie do ukochanego Minho któremu z góry jest przypisany Taemin przez wszechwiedzące kpoperki)
    Już jak przeczytałam o tych ciemnościach wiedziałam, że będzie się działo... ale nie zgadłabym naklejki z kubusia puchatka. Nawet pasuje do Tae. :) Chciałabym zobaczyć jakiś oneshot twojego autorstwa może z bardziej fantastyczną tematyką! Już moja w tym głowa, żeby cię o to nudzić. xD Czekam na kolejny post. I WENY ŻYCZĘ!

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam to zestawienie,a tak mało się go pisze.
    Wielki plus dla Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam! Piszesz świetnie i bardzo Cię podziwiam. Blog ładny, jednak zmień kolor, ponieważ gdy czyta się komentarze nasze wdzianko JR'ka zlewa się z tekstem. Takkkk... No wiec pisz dalej, a ja zapraszam do siebie ^_^

    http://k-pop-yaoi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Boshh... masz na prawdę super bloga :DD Świetnie piszesz i ze zniecierpliwieniem czekam na kolejne opowiadania ^^ OBY JAK NAJSZYBCIEJ.!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Onew w roli bohatera i obrońcy Taemin'a strasznie mi się podobał. :D W dodatku fajnie wyszła Ci scena z wyznaniem uczuć - Onew taki odważny, czuły i kochany. <3
    Zauważyłam tylko, że w chyba dwóch miejscach są kawałki zdań napisane w trzeciej osobie zamiast w pierwszej, ale to taki błąd właściwie bez znaczenia. :)
    Pozdrawiam i życzę weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. awwwwwwwwwwwwwww <3 jakie to było kochane *^* sdbfm,sdnfdfbdsfkja <3 kochany i waleczny Onew <3 też chcę takiego Onew :> słodki i niewinny Taeś <3 omomomomomom <3 rzygam serduszkami <3
    na nic ambitniejszego się nie zdobędę ;_; przegraszam <3

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń