Przepraszam za taką przerwę, jednak nastąpiło niespodziewane zwarcie w mojej głowie i wena uciekła jak płochliwa sarna T^T ale jak widać wróciłam i pomimo tego, iż wypadłam jako tako z wprawy do pisania, mam nadzieję, że uraczycie mnie jakimiś komentarzami. XD
One shot wrzucony na szybko, także nie wściekać jak znajdziecie jakieś błędy ^^
Paring: CNU & Baro
Beta: Nie
Słów: 1595
____________________________________________
Leżałem na zielonej trawie w jego objęciach. Wielki cień drzewa rosnącego
nade mną przysłaniał mi słońce, tworząc przyjemny chłód na twarzy. Czułem
również wokół siebie ciepło, które z wolna mnie usypiało. Ziewnąłem cicho i
spojrzałem w oczy mojego kompana, ponownie zatapiając się w ich soczystym
kolorze. Kochałem wpatrywać się w jego źrenice. Były takie wciągające i
niebezpieczne. Niczym wir. Chłopak uśmiechnął się do mnie i jeszcze mocniej do
siebie przyciągnął, wsadzając nos w moje blond włosy. Zachichotałem cicho, gdy
poczułem jego oddech na głowie.
- Co ty wyprawiasz? – mruknąłem, nadal się uśmiechając i majstrując przy
jakimś patyku znalezionym pod nogami.
- Bawię się – szepnął mi do ucha, tym samym nawijając mój blond kosmyk na
palec.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem, odwracając się do niego i siadając okrakiem
na jego biodrach. Złożyłem na jego ustach krótki i motyli pocałunek, by
następnie mocno się do niego przytulić.
- Kocham cię, wiesz? – mówiąc to ponownie dzisiejszego dnia złączyłem nasze usta.
Już chciałem się oderwać, jednak DongWoo mi nie pozwolił. Mocno i namiętnie
przywarł do moich warg, całując je i muskając z widocznym uczuciem oraz
miłością.
- Ja też – westchnął i zaczesał moją przydługawą grzywkę na bok. Uśmiechnął
się.
Nagle naszą błogą ciszą wstrząsnął dźwięk szkolnego dzwonka, obwieszczający
koniec przerwy. Jęknąłem głośno i wstałem z ziemi, otrzepując niewidzialne
pyłki z moich nowych spodni.
- Chyba czas na lekcje - burknął długowłosy i z ociąganiem podniósł się na
nogi. Złapałem go za rękę i pociągnąłem w kierunku wzywającego nas budynku.
Ja i mój chłopak byliśmy razem w tej samej klasie. A teraz zaczynała się
przedostatnia godzina. Lekcja sztuki. Najbardziej przez nas znienawidzony
przedmiot. Z wahaniem weszliśmy do klasy, jednak na nasze szczęście nauczyciel
jeszcze nie przybył. Prędko więc usiedliśmy na wyznaczonych wcześniej
miejscach.
Siedzieliśmy praktycznie z tyłu, jednak dzieliło nas jedno krzesło. Ja
zajmowałem to zaraz pod oknem, a CNU ucznia dalej na prawo. Ale to nam nie
przeszkadzało nigdy. Codziennie wysyłamy sobie potajemne liściki, kiedy bardzo
nam się nudzi podczas ględzenia profesora Park'a.
Zgrabnie przeczesałem włosy i zacząłem wyjmować z plecaka potrzebne rzeczy.
Wyszukałem ulubiony długopis w piórniku i ceremonialnie zacząłem przygryzać
jego końcówkę w buzi. To był mój taki sposób, żeby się od stresować. Nagle
poczułem jak przeszywa mnie jakieś stalowe spojrzenie. Moje ciało przeszły
ciarki, a ja aż się wzdrygnąłem na to uczucie. Zdezorientowany
rozejrzałem się po sali, jednak każdy uczeń był zajęty sobą. Nie było niczego
dziwnego. Nikt nie zabijał mnie spojrzeniem. Już chciałem ponownie przyjrzeć
się wszystkim twarzom, jednak wejście profesora przeszkodziło w moim małym
polowaniu. Westchnąłem.
- Moi drodzy, zeszyty w dłoń i notujemy! Raz, raz! Dzisiejszy temat będzie
poświęcenie woli oddania, miłości i walki - zaczął Pan Park, a ja zdruzgotany
tematyką zajęć, zacząłem wszystko wolno zapisywać. Jednak ku mojemu pozytywnemu
zaskoczeniu, godzina ta okazała się wyjątkowo wciągająca. Pomijając fakt, że
nauczyciel znowu rozmawiał ze swoją ulubioną figurą z mydła, wykład był ciekawy.
Ani razu nie ziewnąłem, co jest dla mnie sukcesem ogromnym. DongWoo zapewne
podzielał moje zdanie, bo jak zahipnotyzowany słuchał co gada. Ale tą
najbardziej wciągającą częścią, był fragment o niejakim królu Valerianie, który
poświęcił swe życie by ratować ukochaną z łap brata mordercy. Pomimo
makabrycznej historii ich krótkiego życia, zazdrościłem im tego uczucia. Bo
każdy wie, że tak wielkie i głębokie relacje pomiędzy kochankami pojawiają się
raz na milion.
Kiedy byłem tak pogrążony w swoich myślach, znowu poczułem na sobie to
stalowe spojrzenie. Teraz jednak bez zawahania skierowałem głowę tam, skąd
dochodziła owa ciemna aura. I proszę bardzo. Zobaczyłem starego znajomego. A
może nawet i lepiej, mojego byłego chłopaka, któremu stwierdzono ostre
zaburzenia psychiczne. W krótkim okresie czasu stał się dla mnie niebezpiecznym
człowiekiem, więc go zostawiłem. Jednak do dzisiaj pamiętam jego słowa. Że
popamiętam. Że będę żałować i błagać o wybaczenie na kolanach.
Prychnąłem i ponownie zwróciłem się w kierunku Profesorka. Ale ciemne i
przesycone nienawiścią oczy śledziły mnie już do końca lekcji. Gdy usłyszałem
dzwonek, z ulgą uniosłem się z krzesła, wszystkie rzeczy natychmiastowo
wrzucając do plecaka. Nagle podszedł do mnie Jinyoung.
- Hej, poszedłbyś ze mną do sklepu? Potrzebuję czegoś do jedzenia, bo NaNa
się już buntuje.
Spojrzałem na niego z ukosa, nie wiedząc czy dobrze usłyszałem.
- NaNa? - mruknąłem.
- No, tak nazywa się mój żołądek - kiedy opowiedział mi na to pytanie,
parsknąłem ze śmiechu nad absurdalnością jego mózgu.
- Nazwałeś swój żołądek NaNa? Boże, chyba nie chcę znać szczegółów waszego
ekstremalnego związku - mówiąc to, wyminąłem go i ruszył do drzwi.
- Ej, czekaj! Miałeś iść ze mną do sklepu, niewdzięczniku - krzyknął i
dogonił mnie w ułamek sekundy.
- Spoko, pójdziemy oboje - odezwał się obok mnie mój chłopak - a, że jest to
długa przerwa, to nic nie powstrzyma nas przed odwiedzeniem wcześniej toalety.
Zakryłem usta dłonią i zachichotałem cicho. Jednak zgadzałem się, ponieważ
potrzebowałem natychmiast ogarnąć busz na mojej głowie.
Wszyscy zgodnie ruszyliśmy do obranego wcześniej celu. Gdy tylko weszliśmy
do środka, rzuciłem się na lustra, a reszta do kabin toaletowych.
Dłonią przeczesałem swoje włosy i z ulgą stwierdziłem, że wyglądają dobrze.
Już chciałem ponownie założyć czapkę z daszkiem na głowę, gdy nagle usłyszałem
krzyki w korytarzu. Były to krzyki tak ostrsaszające, że z przerażenia, aż
podskoczyłem. Nakrycie odłożyłem obok na parapet i z wolna zacząłem podchodzić
do drzwi. Musiałem się dowiedzieć co tam się działo. Musiałem.
- Nie idź, zostań tutaj - szepnął rudowłosy i łapiąc mnie za ramię,
przyciągnął do siebie. Po chwili dołączył do nas i CNU. Staliśmy na środku
łazienki, w trójkę się zastanawiając co zaszło. Z zewnątrz dochodziły coraz to
głośniejsze wrzaski. Nagle usłyszałem głośny huk, oznajmujący wystrzał z
jakiejś broni.
Po tej jednej sekundzie już wiedziałem co się dzieje. Odbywała się strzelanina.
Szkolna masakra. To, co zawsze czytałem w gazetach, teraz stanie się częścią
mojego krótkiego życia.
Spanikowany przytuliłem się do długowłosego, a po moich policzkach zaczęły
spływać łzy.
- Nie chcę umrzeć - wychrypiałem i zacisnąłem mocno ręce na krawędzi koszuli
Jinyoung’a.
- Nic ci nie będzie - syknął mój przyjaciel - wystarczy uciec przez okno -
mówiąc to, wskazał na szkolny podwórek - może i jest to trochę niebezpieczne,
bo wysoko, ale lepiej skręcić sobie kostkę, niż zostać zamordowanym.
Przerażony pokiwałem głową, bo zdawałem sobie sprawę, że w tej chorej
sytuacji, on ma rację. Już mieliśmy się kierować do wyjścia ewakuacyjnego,
kiedy nagle drzwi z głośnym trzaskiem odbiły się od ściany, a moich uszu
doszedł dźwięk ładowanych naboi.
- No, co my tutaj mamy. Moją piękną królewnę, jej chłoptasia i przyjaciela.
Trzy grube rybki za jednym razem - zamarłem. Ten głos... wszędzie bym go
poznał. Zacisnąłem zęby i ciskając jadem z oczu, spojrzałem na właściciela tego
barytonu.
- Jak... jak śmiesz? - warknąłem i już chciałem się na niego rzucić, jednak
zostałem powstrzymany przez moich dwóch towarzyszy. Chwyciłem obu za ręce,
splatając z nimi palce.
Kevin zaśmiał się głośno, niczym zawodowy szaleniec.
- Ty się nie odzywaj mała szmato. Masz szczęście, że jeszcze żyjesz - mówiąc
to, skierował na mnie strzelbę. Mimo woli, skuliłem się w sobie. Ten człowiek
był przerażający - jeszcze, bo może zginiesz tu i teraz - wycelował we mnie, a
po chwili spojrzał na moich dwóch kompanów - ale co z nimi? - warknął i
strzelił pomiędzy nogi moje, a Jinyoung’a - wybieraj dziwko. Którego z nich mam
zabić? A może ciebie? - rozmyślając tak nad naszą śmiercią, jeździł bronią po
każdym z nas.
- N...Nie zabijaj mnie - nie wytrzymałem. Z moich oczu lały się potoki łez.
W tej chwili byłem jak małe i bezbronne dziecko - nie zabijaj, błagam!
Kevin spojrzał na mnie i uśmiechnął się podle.
- To skoro nie Ciebie... to kogo mam zastrzelić? Twojego kochasia? A może
tego drugiego? - powiedział i bez zamysłu rozwalił wszystkie umywalki paroma
strzałami. Patrzyłem na to wszystko przerażony. Obraz był jak z horroru. Woda
lała się po ścianach, zatapiając pomieszczenie. Przed nami stał morderca gotowy
zabić i poświęcić własne życie. I my, przerażona i zastraszana grupka. Czułem
się jak szczur w pułapce. Gorzej być chyba nie mogło.
- Wybieraj - warknął - moja cierpliwość zaczyna się kończyć.
Stałem tam i byłem jak marmurowy posąg. Nie miałem siły się ruszyć, a co
dopiero odezwać. Jednak rozmyślając i rozważając to wszystko, doszedłem do
wniosku, że nie chcę nikogo stracić. Zwłaszcza nikogo z moim bliskich. Z
wahaniem puściłem obie dłonie, które przez cały ten czas trzymałem i wystąpiłem
krok do przodu. Nie miałem nic do stracenia.
- Zabij mnie - jęknąłem, a z moich oczy lały się słone łzy - zabij -
wrzasnąłem - czekam, śmiało!
Mój były zaśmiał się tylko podle i zanim usłyszałem strzały, rzekł tylko :
- To nie ty masz tu umrzeć. Ty masz błagać o litość.
I nagle wszystko ucichło, a Kevin patrzył się na mnie tym swoich wzrokiem.
Przerażony sytuacją zacząłem się rozglądać po bokach, kiedy zauważyłem krew
zmieszaną z wodą. Wiodłem za jej śladem, aż ujrzałem postrzelone ciało.
Na ten widok mój umysł ogarnęła panika i rozpacz, a moje serce zostało
ściśnięte łapskami przerażenia. Wrzasnąłem i upadłem obok martwego ciała mojego
chłopaka, zanosząc się coraz to głośniejszym szlochem. Objąłem go, delikatnie sadowiąc
jego głowę na moich kolanach. W tym momencie płakałem jak małe dziecko nad
stratą ukochanego zwierzątka. Zrozpaczony głaskałem go po włosach, z nikłą nadzieją,
że może jednak się umrze. W tej chwili chciałem umrzeć. Miałem wrażenie, jakby
moje zawodzenie było słychać na terenie całej uczelni. Widziałem jak Jinyoung wpada
w panikę i zestresowany całą sytuacją, przerażony chowa się pomiędzy szczątkami
umywalek.
Wściekły i zrozpaczony spojrzałem na Kevina.
- Dlaczego to zrobiłeś? - wyjąkałem bez ładu i składu. Jednak ten się tylko
delikatnie uśmiechnął, przyłożył broń do swojej skroni i wypowiadając słowa
"bo cię kocham" popełnił samobójstwo. Z moich ust wydobył się kolejny
wrzask.
~
weź popłakałam się no ;;;;;;;
OdpowiedzUsuńkocham tego ff i dodaję do obserwowanych
Psycha (dubusloth) z instagrama i http://i-am-a-human-too.blogspot.com/ ^^
Boże drogi, uwielbiam. ❤ Czekam z niecierpliwiona na kolejny wpis. Życzę dużo weny.
OdpowiedzUsuń