Witam wszystkich niskim ukłonem. Mam nadzieję, że przebaczycie mi te przerwy tutaj, ponieważ ostatnio w swoje ramiona porwał mnie leń i jakoś nie mam wystarczająco dużo siły, żeby się uwolnić. Nie mam też nawet jako takiej motywacji, aby go zwalczyć. Tyle komentarzy pod moimi postami ostatnio jest, że aż widzę ten kłębek siana toczący się przez jakieś opustoszałe miasteczko. Bawcie się dalej, a na pewno będę pisać :)
One-shot'a do długich raczej zaliczyć nie mogę. Jednak do udanych prawdopodobnie już tak. Z góry jednak przepraszam, jeśli znajdą się jakieś błędy. Pisanie o 4 w nocy nikomu nie służy ^^"
A teraz nie przedłużając, zapraszam. Enjoy~ !
Paring : MinRen
Beta : niestety brak x.x
~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ *
"W miłości na odległość najbardziej boli to, że słyszę jego oddech, a nie mogę go poczuć. Że go widzę, a jednak nie mogę dotknąć"
~ * ~
Dobrze pamiętam jak to wszystko się
zaczęło. Gdzie i kiedy. Nawet znana jest mi godzina. Poznałem go, a on sprawił,
że się w nim zakochałem. I nie żałuję tego. Jest to jeden z tych najlepiej
wspominanych przeze mnie czasów. Zachowałem w pamięci wszystko, nawet te
najdrobniejsze szczegóły. Do teraz słyszę jego lekko zachrypnięty głos, gdy
mówił, że mnie kocha. Do teraz widzę jego uśmiech, który kołatał się na jego
twarzy, gdy tylko pojawiałem się na kamerze. Do teraz pamiętam obietnice jakie
mi składał. Jednak obietnice te były bezwartościowe Bo po dziewięciu miesiącach
trudnego, jednak w moim mniemaniu prawdziwego związku na odległość, on mnie
zostawił. Opuścił moje życie niczym powietrze balon. Sprawił, że rozbiłem się
na tysiące kawałeczków niczym drobna, porcelanowa laleczka. W pierwszych
chwilach nie dochodziło do mnie co się stało. Fala bólu zaczęła się dopiero po
dwóch dniach, gdy w końcu uświadomiłem sobie co, a raczej kogo straciłem.
Jednak nie płakałem. Wszystkie łzy został wylane w pierwszą noc, teraz byłem
tylko wyczerpany smutkiem i dobity przytłaczającą prawdą. Jednakże on nie poprzestał
mnie nękać po zerwaniu. Pisał. Pisał codziennie. Wysyłał nawet kilka
wiadomości. Mówił, że tęskni. Że kocha, aby następnie okłamać mnie, że wyjeżdża
do Francji, ponieważ tam ma dobrą znajomą. Nie mogłem go znienawidzić, nawet
pomimo tak wielu ranach, które mi wyrządził na duszy. Po kilku dniach
stwierdził, iż chciał, żebym nie cierpiał, żebym go odepchnął. Ja jednak nie
potrafiłem. Więc po prostu milczałem. Wiedziałem, iż pomimo, że chce dla mnie
dobrze, tylko mnie ranił. A on może w ciągu tygodnia cztery razy albo nawet i
pięć zmieniać zdanie. Ostatecznie uznał, że popełnił błąd. Że chce mnie
odzyskać. Jednak na jego nieszczęście dorosłem i zmądrzałem. Pamiętam jak
godzinami błagał mnie o przebaczenie. O to, żebym wrócił, żebym ponownie
zwracał się do niego pieszczotliwymi słowami. Jednak ja odmówiłem. Zrobiłem to
z ciężkim sercem. Jednak byłem świadom, że to najlepsze wyjście w obecnej
sytuacji. By żaden z nas nie został więcej skrzywdzony przez tego
drugiego. Ostatecznie postanowiłem również usunąć go i zablokować na wszystkich
portalach. Byle tylko nie napisał, byle tylko nie sprawił, że miłość powróci. I
udało się. Nie otrzymałem od niego żadnej wiadomości. Przez tydzień, drugi,
trzeci. Aż zaczęły płynąć miesiące. Nie dzwonił, nie odzywał się. A ja powoli
zapominałem. Moje serce z wolna się naprawiało i regenerowało. Byłem z siebie
okrutnie dumny. Dumny, że zabiłem to uczucie. Że dałem sobie radę. Sam.
Udowodniłem sobie, że nie potrzebuję nikogo. Bycie samowystarczalnym było w
pewnym stopniu odpowiednie dla mnie. Miało się tę świadomość, że nikt nie zrani
Cię bardziej niż ty sam siebie. Jednak oraz częściej miałem zrywy by do niego
napisać. Napisać zwykłe "cześć". Byle tylko nie czuć tej samotności w
której tonąłem coraz częściej. Starałem się walczyć z tym, jednak z dnia na
dzień, było to trudniejsze. Próbując pokonać moją tęsknotę, zacząłem spotykać
się częściej ze znajomymi. Spędzałem czas na nauce i chodzeniu do klubów, byle
tylko o nim nie myśleć. I było coraz lepiej. Coraz łatwiej było mi się oderwać
od męczących mnie codziennie myśli. Nie trwało to długo, bo zaledwie kilka
godzin, jednak to zawsze coś. Rano wszystko
wracało. Ale nie poddawałem się. Aż w końcu pewnego ponurego dnia, zadzwonił
telefon. Widząc kto jest na wyświetlaczu, momentalnie wyleciała ze mnie cała
siła i dzisiejszy optymizm. Ode chciało mi się dzisiejszych zabaw. W kilka
sekund tyle wspomnień dopadło moje zbolałe serce, że ledwo utrzymałem się na
nogach, podtrzymując się przy okazji lady kuchennej. Kręciło mi się w głowie, a
słone łzy zaczęły spływać po policzkach. Nie miałem chęci na nic w tej chwili.
Jak to możliwe, że w jednym tak krótkim momencie perfekcyjny świat budowany
miesiącami mógł się tak łatwo zburzyć? Zburzyć niczym ten przysłowiowy zamek z
piasku, zmieciony przez morską falę? To nie miało sensu. A telefon ucichł.
Spojrzałem na niego załzawionymi oczami, by po chwili głęboko odetchnąć i z
wolna podejść do urządzenia. Chwyciłem je w swoje wychudzone i drżące dłonie,
kasując nieodebrane połączenie. Miałem nadzieję, że już nie zadzwoni. A
jednocześnie jednak cicho modliłem się w duchu, by znowu usłyszeć dźwięk
połączenia, a na ekranie komórki ujrzeć jego zdjęcie. Jednak mijała minuta za minutą, a nic co
pożądane się nie działo. Zawiedziony ruszyłem do pokoju, by rzucić się na łóżko
z cichym szlochem. Jednak nim zdążyłem przekroczyć próg własnej sypialni, aparat znowu się rozdzwonił. Przestraszony odskoczyłem na bok, uderzając się dość mocno o framugę drzwi. Syknąłem głośno z bólu, jednocześnie odbierając połączenie zirytowany nawet nie patrząc kto dzwoni.
- Słucham? - mruknąłem w słuchawkę, kierując się do okna. Oparłem się plecami o szybę i zacząłem z nudów obdzierać ukochany niebieski sweter z wystających nitek.
- Cześć... - usłyszałem przyciszony głos z drugiej strony.
- Chyba nie mamy o czym rozmawiać, nie sądzisz? - sarknąłem nie miło, momentalnie rozpoznając ten głos. W duchu jednak cieszyłem się, że ponownie mogę go usłyszeć.
- Kochanie, posłuchaj mnie. Ja wie...
- Och, kochanie? Jesteś pewien, że mówisz z właściwą osobą? - mruknąłem, bawiąc się włosami - bo mam wrażenie jakbyś pomylił numery.
- Pyskaty jak zawsze - zaśmiał się cicho, jednak po chwili powrócił do poważnego tonu - ale chociaż mnie wysłuchaj. Do końca. I nie rozłączaj się w połowie jak ostatnim razem. Byłbym okrutnie wdzięczny.
Westchnąłem cicho, zastanawiając się nad jego słowami. Pokręciłem głową ze zrezygnowaniem i przetarłem łzy z policzków po poprzednim telefonie. Nie będę się rozklejać jak jakaś baba, jezu.
- To zależy od tego jak Twoja zacna przemowa się potoczy. Potem zobaczę czy się rozłączyć, czy też nie - odpowiedziałem - a teraz zaczynaj. Nie mam całego dnia.
- Już się przyzwyczaiłem do tego, także spokojnie - zaczął - a teraz słuchaj. Uważnie. Bardzo uważnie. Jak nigdy... Przepraszam - wyjęczał do słuchawki - przepraszam, przepraszam, przepraszam! Powinienem teraz gnić na dnie jakiegoś krateru, żeby odpokutować ból, który ci zadałem. Na prawdę przepraszam! Ale po prostu bałem się, że to wszystko nie wypali. Miałem ogromne wątpliwości, musisz mnie zrozumieć. Zależy mi na tobie jak na nikim innym wcześniej! Ja po prostu musiałem się upewnić, że to jest to całe uczucie - tłumaczył zawzięcie, coraz bardziej podnosząc głos. Słyszałem jak zaczął niebezpiecznie drgać - proszę, wybacz mi. Ja Cię kocham. Jak szalony. Wybacz mi wszystkie głupoty jakie kiedykolwiek zrobiłem względem Ciebie. Względem nas. Proszę... - załamał się na moment, by po chwili dokończyć - nie dam sobie bez Ciebie rady. Ren, błagam. Wróć do mnie. Zrobię wszystko!
Zatkało mnie. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałem. Zdecydowanie nie. Aż poczułem jak wewnątrz mnie rozlewa się ciepło i miłość, którą ponoć zabiłem. Zamknąłem oczy, próbując wszystko przeanalizować. Ale nie szło mi to zbyt dobrze, słysząc w słuchawce desperacki szloch Minhyun'a. Mnie również chciało się płakać, ale obiecałem sobie dawno, że będę silny i nie okażę większych emocji podczas jakichkolwiek kontaktów z nim. Wziąłem głęboki wdech, chcąc zapanować nad emocjami. Ale nie szło mi to w ogóle. Byłem załamany. Nie rozumiejąc już w ogóle tego co się we mnie panoszyło, tych wszystkich odczuć, po prostu rozpłakałem się jak małe dziecko. Było mi strasznie wstyd, jednak nie potrafiłem tego powstrzymać. Ba, ja nawet nie chciałem. Uczucia upchane we mnie od kilku miesięcy, ukryte skrupulatnie na dnie, nagle wybuchły. Sytuacja najzwyczajniej w świecie mnie przerosła. Chciałem się do kogoś przytulić. Nawet wiedziałem już do kogo. Tyle, że to było nie możliwe.
- Ren'ii, Księżniczko. Nie płacz, proszę. To łamie mi serce - jęknął mi do słuchawki, a ja zaniosłem się jeszcze większym szlochem.
- Kiedy ja nie mogę przestać - wystękałem w płaczu, krztusząc się słonymi łzami. Można wręcz powiedzieć, że tonąłem w tej chwili w morzu smutku. A to tak bardzo do mnie nie podobne. Ostatni raz tak bardzo płakałem kiedy... Nawet nie wiem kiedy to było. Zawsze jako tako byłem względnie szczęśliwy - jestem żałosny - burknąłem, trochę się opanowując - przepraszam za to. Nie chciałem.
- Nie jesteś żałosny. Nigdy nie byłeś, ani nie będziesz. Jesteś po prostu uczuciowy. A tego nie można się wstydzić.
Kiwnąłem głową, wycierając mokre policzki. Jeśli on tak uważał, to tak było.
- Chcę się do Ciebie przytulić - szepnąłem prawie nie słyszalnie do komórki, mocniej ją ściskając w wychudzonej dłoni.
- Ja do Ciebie też kochanie, ja do Ciebie też - odpowiedział - ale najpierw sprawdź przesyłkę, którą kazałem dostarczyć na Twój adres. Mam nadzieję, że Ci się spodoba. Jakkolwiek. Może w ten sposób jakoś odwdzięczę się za to co zrobiłem. Chociaż w małym stopniu - mruknął smutno.
- Przesyłkę? - od razu się ożywiłem - jaką znowu przesyłkę? Coś ty wymyślił? - zapytałem podejrzliwie, kierując się do głównych drzwi, słysząc dzwonek donoście roznoszący się po domu. Spojrzałem niepewnie na klamkę, lekko ją naciskając. Gdy otworzyłem wejście, do środka padł ogromny snop światła słonecznego, oślepiając mnie. Jednak nie zwróciłem na tę małą niedogodność uwagi, gdyż przede sobą ujrzałem anioła. Anioła w czystej postaci.
- A...ale... Jak...? - zdołałem jedynie wystękać, kiedy zostałem przyciągnięty przez mojego małego zbawiciela do ogromnego uścisku. Nie mogłem uwierzyć. To było niemożliwe. Niemożliwe. A jednak. Stał tu. Stał i mnie przytulał, całując lekko moją szyję. Nawet nie wiem kiedy odwzajemniłem ten gest, ponownie się rozpłakując. Czułem jak jego bluza moknie od moich łez, jednak nie potrafiłem się powstrzymać. To było dla mnie zbyt trudne. Wtuliłem się w Minhyun'a jeszcze bardziej, łkając coraz głośniej. Szalone spazmy smutku jak i radości ogarnęły moje ciało. Schowałem zrozpaczony twarz w jego miękkich włosach, gry ten delikatnie zaczął głaskać mnie po głowie, starając się uspokoić. Wczepiłem tęsknie place w jego ubranie, próbując złapać oddech. Trwało to dość długo, bo nawet kilkanaście minut. Ale przez cały ten czas byłem w jego uścisku, więc było mi łatwiej. Kiedy już poczułem się lepiej, odetchnąłem głęboko i lekko odsunąłem się od chłopaka. Nadal byłem w szoku i nie dowierzałem temu co się właśnie stało.
- Co ty tu robisz? - wyszeptałem, patrząc się głęboko w jego oczy. Byłem taki szczęśliwy. Jak jeszcze nigdy. Po moim policzku ponownie spłynęła łza, ale tym razem samotna.
- Po prostu tęskniłem i nie mogłem znieść myśli, że już Cię nie mam. Koniecznie musiałem cię odzyskać. Ot co - mruknął mi do ucha lekko uśmiechnięty, scałowując słoną kroplę z mojej twarzy. Zaśmiałem się głupio i przylgnąłem do niego ponownie.
- A kto powiedział, że mnie odzyskasz? - mruknąłem żartobliwie, drapiąc go po karku. Tak bardzo chciałem się z nim podroczyć. W prawdzie nie był to raczej czas ani miejsce do tego odpowiednie, jednakże nie mogłem się powstrzymać.
- W takim wypadku... - tutaj przerwał, wyplątując moje dłonie ze swoich włosów. Spojrzał na mnie ze śmiertelną powagą, by po chwili klęknąć ja jedno kolano, wyjmując z tylnej kieszeni mały bukiecik kwiatów i na wyprostowanych rękach, odważnie podając mi go. Oniemiały wpatrywałem się w to co widzę. Aż zapomniałem jak się oddycha. To był tak cudowny moment - Choi Minki, moja mała Księżniczko. Przepraszam z całego serca za głupoty i przykrości jakie Ci sprawiłem. Wiem, jestem idiotą. Nie musisz zaprzeczać - zaczął - jednak bez Ciebie moje życie nie ma sensu. Po zerwaniu z Tobą, oszalałem. Moja rodzina może to potwierdzić. Nie wiem jak mogłem być tak głupi, by to wszystko skończyć. Powinienem się teraz smażyć w piekle. Przepraszam. Przepraszam za każde złe słowo, za każdą chwilę samotności jaką ci sprezentowałem. Za każde łzy jakie wylałeś z tych pięknych oczu. Przepraszam za wszystko z całego serca - spoglądałem na niego, stojąc nieruchomo. Nie wiedziałem co powiedzieć, odebrało mi mowę - więc proszę, wróć do mnie. Spraw, żebym znowu ujrzał słońce. Spraw, żebym znowu szczerze się uśmiechał. Bo tylko ty masz taką moc. Więc wybacz mi, wybacz temu największemu kretynowi, który popełnił najgorszy błąd w swoim życia, a jednocześnie kretynowi, który kocha Cię jak szalony.
Patrzyłem się tylko na niego, nie widząc co zrobić. Po jego słowach znowu zachciało mi się płakać. Płakać bez końca niczym najszczęśliwsze dziecko świata. Poruszony przetarłem moje wilgotne powieki, by móc spojrzeć na niego wyraźnie, a nie poprzez zamglony wzrok.
- Minhyun... - stęknąłem, podchodząc do niego z wolna i kładąc swoją rękę na jego drżącym policzku - jak mógłbym Ci nie wybaczyć i zostawić? Byłbym idiotą - odpowiedziałem i rzuciłem mu się w ramiona, przytulając go jak najmocniej tylko umiałem. Poczułem jak chłopak wstaje i okręca mnie w powietrzu z radości. Słyszałem jego śmiech przez płacz radości. Słyszałem jego krzyk pełen miłośc oddania. Czułem jego miłość. A potem już tylko zatraciłem się w jego wargach, podczas namiętnego pocałunku.
Bo teraz wszystko miało wyglądać inaczej, lepiej. Bardziej kolorowo z większą dozą uczuć, aniżeli wcześniej. A ja mu zaufałem. Zaufałem po raz kolejny. Tylko tym razem wiedziałem, że mnie nie zrani. Że zostanie ze mną już na zawsze, jak sobie tego życzyłem od początku.
~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ *
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz