25 maj 2014

Ktoś taki idealny



Paring : OnTae
Beta : brak

~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ *~



Spięte niedbale włosy, podrygujące na wietrze przy otwartym oknie. Spokojna i relaksująca muzyka, wydobywająca się z radia. I on z lekko ubrudzoną twarzą od czerwonej mazi i z zamkniętymi oczami. W dłoni trzymał sprawcę zamieszania, lekko nim uderzając o stolik przy jego nogach. Stał i myślał, zastanawiał się. Aż w końcu wykonał kolejny ruch, zanurzając pędzel w wodzie, a następnie w brązowej farbie, by zamachnąć się na płótnie.
Dziewiętnastolatek nie skupiał się długo, był w swoim żywiole. Malarstwo, to było jego życie. Poświęcał się temu całkowicie, w każdej wolnej chwili. Był mistrzem w tym fachu. Udowadniał to nie raz, wygrywając liczne konkursy artystyczne. Zawsze miał to oczekiwane, pierwsze miejsce.
               Westchnął głośno, przyglądając się swojemu rozpoczętemu obrazowi, gdzie zrobił ledwo kilka wstępnych kresek, by jako tako nakreślić kształty pożądanej postaci. Nie malował on nikogo konkretnego. Nie posiadał modela, żadnej kukły. Po prostu tworzył marzenia. Starał się na płótnie artystycznie urzeczywistnić osobę, w której mógłby się zakochać z wzajemnością. Jakkolwiek zakochać. Bo zawsze był sam. Matka mu zginęła pod kołami pociągu, popełniając samobójstwo, a ojciec… Ojca nigdy nie miał. Mężczyzna zrzekł się praw do niego zaraz po narodzinach. Nikogo więc nie miał. Niby opiekowała się nim ciotka, niby ją kochał… Jednak pomimo wszystko był samotny. Dlatego postanowił stworzyć obraz do którego mógłby wzdychać, śniąc na jawie i popijając poranną kawę. Może i był szalony, pokręcony, dziwny i inny. Może. Ale ponad całą reputację jaką miał, chciał być szczęśliwy. Nawet jeśli to szczęście miałoby być sztuczne i urojone. Taka ułuda z marzeń.
               Zrobił krok w tył, sięgając po grubszy pędzel. Tym razem zanurzył go w czarnej farbie, tworząc kontury płaszcza jaki nosił jego wymarzony kochanek. Okrycie powinno być mroczne i pociągające, ukazujące tym samym charakter osobnika. Zawahał się tylko na sekundę, myśląc nad kształtem rękawów, ostatecznie wybierając skromne rozwiązanie z kilkoma kolcami i ćwiekami przytwierdzonymi do miejsca przy ramionach. Nic wymyślnego, żeby potem nie wyglądał jak pajac. Taemin nigdy nie był dobrym projektantem, dlatego miał niewielki problem ze stworzeniem czegoś wyjątkowego i odpowiedniego dla jego rycerza w mrocznej zbroi. Nie chcąc dłużej myśleć nad resztą ubioru, zabrał się za twarz. Chciał, żeby była męska, a jednocześnie delikatna. Z wystającymi kośćmi policzkowymi, ale, żeby nie była zbyt chuda. Taka w sam raz.
               Westchnął cicho, kreśląc powolnymi ruchami oczy. Nie wiedział ile czasu spędził nad kreowaniem tego mężczyzny. Godzinę, dwie. A może nawet siedem. Nie miał pojęcia. Jednak liczyło się to, że prawie skończył. Był wyczerpany bezustannym staniem przy sztaludze, ale nie chciał odchodzić. Był tak zaabsorbowany, że zapomniał nawet o obiedzie. Po prostu nie miał czasu nic zjeść. W ogóle cokolwiek przygotować. Jednak nie odczuwał zbytnio głodu. Jego myśli były zajęte czymś innym. Lepszym.
               - Jeny, moje nogi… – burknął do siebie chłopak, wycierając pędzel w szmatę zawieszoną na lampie obok. Nastolatek spojrzał na zegar i westchnął ciężko. Dochodziła godzina siedemnasta, a on od rana jest zajęty malunkiem. Nawet go dobrze nie skończył. Przetarł zmęczony oczy i ruszył do łazienki umyć ręce i twarz od farby. Miał plany, żeby dokończyć to później. Po lekkiej kolacji. Nie darowałby sobie, gdyby odpoczął dłużej niż pół godziny. Jest to obecnie jego najlepsza praca, więc chciał to jak najszybciej ukończyć i napawać się perfekcją jaka będzie bić od mężczyzny na płótnie. Już widział oczami wyobraźni jak pociera kciukiem twarz jego księcia i uśmiecha się do siebie jak typowy wariat i samotnik. Stęknął i będąc w kuchni, wygrzebał w lodówki wczorajsze spaghetti. Nie miał siły nic gotować, więc poszedł na łatwiznę. Odpalił palnik, położył garnek na ogień, zastawił budzik i usiadł na krześle, tępo wpatrując się w przestrzeń. Cisza jaka go otaczała była przerażająca. Poza lekko bulgoczącą kolacją w mieszkaniu dziewiętnastolatka panował totalny bez dźwięk. Nienawidził tego. Tak bardzo i mocno jak tylko się dało.
               Kiedy usłyszał sygnał alarmu wstał i przeniósł sobie wszystko na talerz. Nie bardzo chciało mu się jeść, ale musiał, bo mógłby jeszcze zemdleć. A to nie było coś czego chciał.  Taemin westchnął i zabrał się za jedzenie. Szybko wszystko zjadł i odstawił do zmywarki. Nie było to zbyt smaczne, ale nie chciał wybrzydzać. Nie miał nic innego.
               Ponownie stanął przed obrazem, zamoczył pędzel w czarnej farbie i zaczął delikatnie obrysowywać postać. Chciał wypchnąć ją na przód, żeby nie była przytłumiona przez tło. Po chwili użył czerwonej mazi, żeby poprawić usta. Każdy kolejny ruch pędzlem sprawiał, że wargi były coraz to pełniejsze, soczystsze i seksowniejsze. Takie o jakich nastolatek zawsze marzył. Przetarł czoło, znowu się brudząc i zaczął malować jego włosy. Chciał, żeby były lekko falowane, do ramion. Jasno brązowe.  Takie idealne.
               Zagryzł wargę, skupiając się na osobnych kosmykach, który miały opadać lekko na twarz. Jego wzrok uważnie śledził każdy najmniejszy ruch farby po płótnie. Nie chciał niczego zepsuć przez chwilę nieuwagi. Odetchnął z ulgą, kiedy machnął ostatnią kreskę na jego głowie. Obraz był prawie gotowy. Brakowało tylko dłoni. I musiał też dokończyć oczy. Najważniejsze rzeczy. Ręce musiały być duże, silne i męskie, a jednocześnie sprawiać wrażenie miękkich i wrażliwych na dotyk drugiej osoby. Natomiast spojrzenie… Spojrzenie powinno być głębokie i hipnotyzujące. Dla nastolatka czarne tęczówki zawsze najlepiej oddawały takie wrażenie. Dlatego też jego oczy stały się czarne z lekkim przebłyskiem. Nawet się nie zorientował, kiedy skończył malować. Mężczyzna na obrazie był piękny. Taemin nie mógł wyobrazić sobie lepszej pracy. Ani teraz, ani nigdy. Spojrzał na jego twarz, która była niemal jak żywa i uśmiechnął się szeroko.
- Przystojny jesteś – zaśmiał się do siebie i podrapał po policzku, czując zaschniętą farbę – jutro po wykładach pójdziesz na ścianę, kochanie – powiedział i skierował się do łazienki, wcześniej łapiąc w rękę bieliznę i swoją ukochaną piżamę w banany. W łazience nie siedział długo. Może zaledwie kilkanaście minut. Szybki prysznic i do łóżka. Kładąc się na poduszce chwycił w dłoń telefon i nastawił poranny budzik. Automatycznie spojrzał też, która godzina jest aktualnie. Uśmiechnął się lekko.
01:01
Uwielbiał takie pory. Miały one w sobie coś magicznego, kiedy obie strony przedstawiały to samo. Westchnął cierpiętniczo i poszedł spać. 
               Pomimo ogromnego zmęczenia rano obudził się przed czasem. Ziewnął sennie i przetarł oczy, przewracając się na bok. Nie miał najmniejszej ochoty wstawać. Pomimo, iż miał jeszcze trochę czasu do budzika wiedział, że musi przyszykować się wcześniej, żeby jeszcze zdążyć posprzątać bałagan zostawiony po wczoraj. Jak tylko myślał, że będzie musiał myć te wszystkie pędzle, słoiki po brudnej wodzie, palety i inne rzeczy, to aż było mu słabo. Jęknął tylko i usiadł na łóżku, drapiąc się po głowie. Dawno nie był tak niewyspany. Niechętnie ruszył wolnym krokiem w stronę łazienki. Poranne odświeżenie się zawsze działało na niego pozytywnie. Po kilku minutach wyszedł z pomieszczenia i poszedł do kuchni, żeby zjeść coś niewielkiego na śniadanie. W prawdzie nie był głodny, ale musiał jeść. I tak był już wystarczająco chudy. Otworzył lodówkę i wsadził głowę do środku, przeglądając ją w poszukiwaniu czegoś zjadliwego. Grzebał w niej jakiś czas, by po kilku chwilach wyciągnąć zwykły jogurt owocowy. Sięgnął po łyżkę i zasiadł przy stole. Kiedy już chciał go otwierać, jego uwagę przykuła pewna rzecz w salonie. Zmrużył oczy i powoli okrążył stół, idąc do dużego pokoju. Niepewnie stawiał kroki wolno podchodząc. Lekko popchnął drzwi i aż zakrztusił się własną śliną. Zszokowany przetarł oczy, myśląc, że jeszcze się nie obudził. To Co zobaczył przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Nieśmiało wszedł głębiej do pomieszczenia, podchodząc do sztalugi. Płótno było rozerwane na kilka części i zwisało zaczepione o drewniany fragment, a farby i pędzle umyte z brudu i poustawiane równo na półce. Sam nigdy nie miał z nimi takiego porządku, więc lekko się przeraził. Cofnął się lekko i dotknął podobrazia, które leżało w kawałkach na podłodze. W jednej chwili zachciało mu się płakać. Wręcz wyć i rzucać wszystkim po pokoju. Tyle się nad nim namęczył. Aż nie mógł uwierzyć w to co się stało. To był jego najlepszy obraz jaki kiedykolwiek namalował. A teraz wszystko poszło na marne. Całe starania, chęci i czas, która na to poświęcił zostały tak bezczelnie zniszczone. Zakwilił zrozpaczony, by po chwili wstać i zacząć zbierać zniszczony obraz. Nie miał pojęcia kto mógłby zrobić coś takiego. Mieszkanie było zamknięte, a nikt z nim nie mieszkał. Z sąsiadami prowadził pokojową koegzystencję, więc nie miał pojęcia co się mogło stać.
               Zmęczony sytuacją i niewielką ilością snu, przetarł twarz dłonią i westchnął ciężko. Nie wiedział co powinien teraz zrobić. Było mu okropnie żal swojego dzieła, ale czasu i owego zdarzenia nie cofnie. A szkoda. Westchnął głośno i ruszył w połamanym obrazem do kubła. Nagle usłyszał skądś przytłumiony dźwięk. Przestraszony wypuścił śmieci z rąk i doskoczył do noża, leżącego w zlewie. Chwycił go w obie dłonie, zaciskając je mocno do zbielałych knykci i spanikowany odwrócił się w stronę hałasu, . Nie wiedział co ma robić, bo prawdopodobnie ktoś włamał mu się do mieszkania. Spiął się jednak w sobie i nieśmiałym krokiem ruszył do domniemanego intruza. Nie chciałby nikogo zranić, ale jeśli był to jakiś złodziej z porywami na atakowanie ludzi, to lepiej było się jednak w coś uzbroić. Nawet tak błahego jak zwykły nóż.
          Nastolatek czuł jak pot spływa po jego czole, a strach coraz bardziej paraliżuje jego ciało. Im był bliżej, tym bardziej ociężale się poruszał. Przełknął ślinę, opierając się o framugę wejścia i zastanawiając się co robić dalej. Jednak tworzenie kosmicznych taktyk powalenia tajemniczego gościa nie były odpowiednim zajęciem na tę chwilę. Chłopak wziął głęboki oddech i wskoczył do salonu, zapalając więcej światła, niż było to konieczne. Zmrużył oczy, przyglądając się pomieszczeniu, gdzie po chwili zauważył na oparciu fotela dziwną rzecz. Zdenerwowany chwycił ją i przyjrzał się jej dokładnie. Po chwili oniemiał z wrażenia i upuścił ją na podłogę. To była czarna i skórzana kurtka z powpinanymi ćwiekami na ramionach. Identyczna jak ta, którą namalował parę godzin temu. A to, że pojawiła się ona tutaj było rzeczą nierealną w całkowitym tego słowa znaczeniu. Zamrugał zdezorientowany oczami i zwiesił głowę, ponownie spoglądając na ciemną katanę, leżącą na chłodnej ziemi. Nie miał sił nawet się zgiąć, żeby ją podnieść lub żeby bliżej się jej przyjrzeć.
- Nie ładnie tak poniewierać rzeczami innych - z ciemnego kąta salonu dobiegł nastolatka stanowczy, acz łagodny i lekko rozbawiony głos. Chłopak podskoczył zaskoczony, a adrenalina napłynęła do jego żył. Ugiął lekko kolana, stając w pozie obronnej z nożem na czele i wytężył wzrok, próbując wypatrzeć intruza w ciemności.
- K-kim jesteś-ś...? - szepnął przerażony, z wolna krocząc ku przeciwnikowi i coraz dalej wyciągając ręce ściskające ostrze.
- Uważaj, bo się skaleczysz - powiedział głos troskliwym i jakby zmartwionym tonem. Lee skrzywił się, słysząc to. Nie potrzebował niczyich rad, zwłaszcza jego. Lub jej. Jednak tonacja prowadziła go na trop jakiegoś mężczyzny. Tylko jeszcze nie wiedział dokładnie jakiego. Przekrzywił głowę i podjął kolejne niepewne kroki w kierunku gościa.
- Kim jesteś? - powtórzył pewniej, jednak nadal dławiąc się strachem.
- Jestem Lee Jinki - odburknął uprzejmie i poruszył się w ciemności, jakby kłaniając się przed nastolatkiem - jednak proszę uprzejmie, aby zwracać się do mnie Onew.
- Co tu robisz? - zadał mu kolejne pytanie - jak się tu dostałeś? Kto Cię wpuścił do mojego mieszkania? Po co tu przyszedłeś? - Kolejne pytania sypały mu się jak z rękawa. Musiał wiedzieć wszystko.
- Nie martw się. Nie jestem złodziejem. Mordercą tym bardziej - zaśmiał się i wyszedł z cienia, pokazując w końcu swoją twarz. Przerażony chłopak nawet nie zauważył, kiedy wypuścił z rąk nóż, który upadł na podłogę. Zakrył twarz dłońmi i z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w tajemniczego gościa. Był w takim szoku, że nie mógł normalnie oddychać. Zamrugał gwałtownie oczami i cofnął się o trzy kroki do tyłu, próbując znaleźć się w bezpiecznej odległości od niego.  To nie było możliwe, ażeby rzeczy martwe ożywały. Nie było możliwe, żeby ktoś stworzony z farb i wyobraźni mógł istnieć naprawdę. Ponownie zamrugał, próbując zrozumieć zaistniałą sytuację, która była wręcz niczym z kosmosu.
- Witaj Taemin - powiedział mężczyzna, kłaniając się lekko przed nim - miło Cię w końcu poznać.
- A-ale...- jąkał się, trąc oczy z niedowierzania - jezu... Zdrowaś Mario, łaskiś peł... zaczął panicznie mamrotać pod nosem, próbując przegonić, jak mu się wydawało - halucynacje.
- Oh, przestań się zgrywać - sarknął z uśmiechem Onew i podszedł bliżej, stając przed nastolatkiem. Dzieliło ich może z pięć centymetrów. Spanikowany chłopak ponownie chciał się odsunąć, lecz nim się spojrzał ręka gościa mocno zacisnęła się na jego nadgarstku. To musiały być omamy. Jakieś naprawdę potężne. Jednak dotyk Onew mocno zakłócał jego domysły, iż jest to tylko zły sen. W snach nigdy nie odczuwał dotyku drugiej osoby aż tak mocno.
- Jesteś duchem… - jęknął, próbując wyrwać się z jego uścisku - pieprzonym duchem, a ja nadal śpię! Nie ma innej możliwości! - krzyknął i zaczął się mocno szarpać.
Zniecierpliwiony mężczyzna okręcił go gwałtownie, by po chwili mocno przylgnąć do pleców rozwrzeszczanego chłopaka. Oplótł go swoimi rękoma i wtulił głowę w jego miękkie i pachnące truskawkami włosy.
- Nie krzycz, proszę – mruknął i pocałował go lekko na uchem.
Taemin zaskoczony otworzył oczy, a jego ciało przeszedł niewielki dreszcz przyjemności, jednak nie miał ochoty się temu wszystkiemu poddać.
- Puść mnie – syknął i tupnął nogą niczym rozkapryszony dzieciak, który nie dostał upatrzonej zabawki – nie dość, że duch, to jeszcze zboczeniec i włamywacz! – pisnął.
Onew zaśmiał się delikatnie za nim i jeszcze mocniej go objął.
- Nie mam zamiaru Cię puszczać – mruknął – I nie jestem żadnym włamywaczem. Sam mnie tutaj zaprosiłeś, tworząc ten obraz – powiedział i potarł ramię sparaliżowanego nastolatka – zboczeńcem też nie jestem. Stworzyłeś mnie po to, żebym Cię kochał. Żebym stał się Twoim księciem z bajki – szepnął uwodzicielsko – czyż nie tak było mój drogi?
- N-nie mów t-tak do mnie… - burknął lekko przerażony prawdą, jaką mu powiedział. Jednak najbardziej trafiło do niego określenie, jakim go nazwał. Pomimo wszystko podobało mu się to wszystko. Jednak rozum chwilowo górował nad sercem i emocjami. Więc nie miał jak się temu poddać, nawet jeśliby chciał. Mózg wszystko wypierał. Jęknął zdesperowany.
- Więc jak mam się do Ciebie zwracać? – zapytał – Taemin? Moja perełko? Minnie? Kochanie? A może inaczej?
Chłopak skamieniał i wytrzeszczył oczy, wpatrując się tępo w ścianę.
- J-jak mnie nazwałeś…? – szepnął cicho, wykręcając głowę i spoglądając na niego niepewnie.
- Kochanie – uśmiechnął się promiennie.
- Nie. Nie to – burknął posępnie – Minnie.
- Oh… Czy coś z tym nie tak? – mruknął niepewnie, patrząc w jego czarujące oczy.
Lee pokręcił tylko zrezygnowany głową i wzruszył ramionami.
- Po prostu dawno nikt mnie tak nie nazywał. Ostatni raz to słyszałem trzynaście lat temu od mamy. Dzień przed jej samobójstwem… - szepnął – i tak jakoś… No.
- Rozumiem – powiedział Onew i puścił młodzieńca, chwytając go lekko za ramiona i odwracając do siebie przodem. Spojrzał na jego twarz i uśmiechnął się pocieszająca – domyślam się, że była ona dla Ciebie bardzo ważna.
Pokiwał głową zmieszany sytuacją. Nikomu nie mówił o tym zdarzeniu. Nikomu poza ciotką, która go wychowywała. Powiedział jej tylko raz. Ponad dziesięć lat temu. I wtedy uznał ten temat za zamknięty. Wyparł go z głowy. Zamknął w szufladzie i wyrzucił kluczyk do niej. Ale teraz… Wszystko wróciło. Wszystkie wspomnienia. Zachciało mu się płakać.
- Była najważniejsza – mruknął i westchnął, strzepując dłonie Jinki’ego, spoczywające na jego ramionach. Chciał odwzajemnić spojrzenie mężczyzny, jednak nie był w stanie. Chwilowo, to było ponad jego siły.
- Więc czy mogę stać się drugą najważniejszą osobą w Twoim życiu? – usłyszał i zamarł. Oddech mu się urwał, a jego ręce zaczęły się lekko i niekontrolowanie trząść. Zacisnął je w pięść. Nigdy nie sądził, że usłyszy coś takiego. To prawie jak wyznanie miłości. Ale właśnie. Prawie. Dla Taemin’a, to nadal była tylko dziwna ułuda. Część snu z którego jeszcze się nie obudził. Zmęczony jak i przerażony przetarł oczy i spojrzał niepewnie na Onew.
- Mogę Cię nazywać Minnie? I tym samym dzielić z Tobą życie, stając się kimś cennym dla Ciebie? – powtórzył swoje pytanie, dobitnie zaznaczając, że mu zależy.
Nastolatek zaśmiał się cicho i spojrzał na niego. Po jego policzku spływały łzy, a w jego spojrzeniu błyskały się tajemnicze ogniki.
- To wszystko brzmi jak tania komedia romantyczna – burknął.
- Możliwe – odpowiedział, ścierając słone łzy z jego bladej i drobnej twarzy. Uśmiechnął się do niego pocieszająco – ale pamiętaj, że w takich tanich romantycznych komediach wszystko kończy się dobrze.
Lee prychnął i spuścił wzrok na swoje buty. Czuł się naprawdę niekomfortowo w takiej sytuacji. Nie dość, że jego wyimaginowany chłopak, którego namalował pragnie mieć go na całe życie i trwać u jego boku co brzmi dla nastolatka bardzo bzdurnie, to jeszcze dodatkowo Onew doprowadza go do szaleństwa swoim oddechem na jego szyi, zachrypłym głosem, smukłymi palcami i wzrokiem w którym można znaleźć ogromne pokłady miłości. Nie znał tego faceta. Jednak podświadomie miał wrażenie jakby byli dla siebie co najmniej stworzeni i jakby byli w sobie zakochani odkąd pamiętał. Tyle, że rozum odpychał takie rzeczy i nie pozwalał się poddawać. Tyle lat samotności nauczyło Taemin’a odizolowania i nieufności względem ludzi. W tym przypadku było tak samo. Pomimo pragnienia, jakie tajemniczy Jinki w nim wywoływał, nie potrafił temu ulec.
- Więc jak Minnie? – mruknął, zginając się lekko by znaleźć się na wysokość jego twarzy. Chłopak był mu wdzięczny, że trochę się zmniejszył. Teraz przynajmniej nie musiał zadzierać głowy do góry. Spojrzał więc na niego niepewnie. We wzroku nastolatka kryły się ogromne pokłady lęku, braku zaufania i wewnętrznego bólu. Ale można też było odnaleźć iskierkę nadziei i miłości, pomimo iż znali się zaledwie pół godziny. Jednak to był wymarzony mężczyzna Taemin’a. Sam go stworzył.
- Nie wiem. Po prostu się boję, że jeśli Ci zaufam i dam się pokochać… To zostawisz mnie jak mama kiedyś – szepnął, drapiąc ze zdenerwowania nadgarstek – może, to brzmi zabawnie… Fakt, że chcę Ci uwierzyć i oddać swoje serce po kilkunastu minutach popapranej znajomości. Ale od zawsze byłem naiwnym dzieciakiem. Więc cóż… Korzystaj póki możesz – mruknął i zjechał wzrokiem niżej, patrząc się niemrawo na jego wystające obojczyki. Nie byłby w stanie patrzeć na niego dalej. Nie po takim wyznaniu.
- Dziękuję – szepnął i wpił się w jego wargi, smakując ich jakby były z porcelany. Muskał je lekko i z miłością, chcąc przekazać wszystkie uczucia jakimi darzył dzieciaka. Chłopak z początku był tak zaskoczony, że nie był w stanie nic zrobić. Dopiero po długiej i ciągnącej się sekundzie, nieśmiało oddał pocałunek. Nie ufnie uplótł rękoma szyję mężczyzny, kiedy ten przyciągnął go bliżej siebie, pogłębiając pocałunek. Nigdy nie sądził, że spotka go takie szczęście. Pomimo lęku, który nadal odczuwał, poddał się temu wszystkiemu. W końcu emocje wygrały z rozumem.
            Taemin oderwał się gwałtownie od Onew i nabrał haust powietrza, próbując się nie udusić po namiętnym pocałunku. Wyższy chłopak nie był w lepszym stanie. Również łapał powietrze. Jednak jego oczy świeciły się i wyrażały radość pomieszaną z miłością.
- Nie martw się. Nie mam zamiaru Cię zostawiać – odpowiedział na jego wcześniejsze wątpliwości – ani teraz, ani nigdy – mruknął i ponownie musnął jego usta swoimi. Jednak tym razem był to tylko krótki buziak.
- To dobrze – szepnął i uśmiechnął się lekko, patrząc na Jinki’ego – tylko nadal nie rozumiem jak to się stało, że wyszedłeś z obrazu… Jakim cudem stałeś się człowiekiem z kawałka pomalowanego płótna…
- Dowiesz się w swoich czasie – zaśmiał się – a teraz powinieneś się spakować i iść na wykłady jeśli się nie mylę. Zaczynają Ci się za piętnaście minut.
Taemin krzyknął przeraźliwie i rzucił się do swojego pokoju, wygrzebując podręcznik do historii sztuki. Z biurka chwycił portfel, okulary przeciwsłoneczne oraz gumy do żucia i skoczył do drzwi wyjściowych, chcąc wyjść. Już je otwierał, kiedy skrzywił się i przerażony spojrzał na Onew.
- Spokojnie, nigdzie nie idę – powiedział i podszedł do niego – obiecałem przecież, że zostanę – mówiąc to, złożył na jego ustach kolejny namiętny pocałunek i posłał mu pokrzepiający uśmiech – idź. Zrobię obiad.
- To ty umiesz gotować? – zdziwił się Lee.
- Nie wiesz o mnie wielu rzeczy mój drogi – zaśmiał się i zmierzwił mu włosy palcami – przyjdziesz, to zapytasz o co tylko zechcesz. A teraz biegnij, bo spóźnisz się na zajęcia.
- To… Do zobaczenia?
- Tak  – posłał mu zniewalający uśmiech i pomachał na pożegnanie, kiedy ten wybiegał – do zobaczenia, Minnie! – krzyknął.
            Po chwili na klatce schodowej dało się słyszeć głośny śmiech Taemin’a. W końcu można było powiedzieć, że jest szczęśliwy, a jego życie powoli się układa. Z Onew wszystko będzie dobrze. Będzie lepiej. W końcu to jego wymarzony rycerz na białym koniu. Nie może być źle.


~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ *~ 


   Witam po niekończącej się przerwie. Z chęcią pisałabym częściej, ale szkoła zmusiła mnie do przystopowania. Poprawiane ocen i semestru z niemieckiego zabija </3 dodatkowo rozkojarzyła mnie sprawa z Krisem, co mam nadzieję rozumiecie. Przepraszam, więc wybaczcie ♥ teraz publikuję one-shota nad którym siedziałam hoho i więcej. Jest to najdłuższy post w mojej blogowej karierze tutaj *hip hip hura ja*. Nie jest idealny, a ja wypadłam troszkę z formy. Mam jednak nadzieję, że jakoś to przetrawicie i skomentujecie ~~  kocham was, Yu-chan ♥

PS: Nie wiem jak często będę w stanie pisać. Ilość komentarzy nie motywuje zbytnio *tak, znowu marudzę. Taka moja natura* jednak staram się. Kolejne części 2'minowego "Trouble" postaram się opublikować do piątku, ponieważ wyjeżdżam do Krakowa na cały weekend z powody konwentu ~ także... DO NASTĘPNEJ NOTKI!  ♥ ♥



2 komentarze:

  1. Awwwwwwww *^*
    OneTae kocham po prostu <3 Piszesz świetnie.
    Ja nie jestem dobra w motywowaniu, ale życzę Ci weny, bo masz talent!
    Jeśli chcesz zapraszam do siebie. Dopiero zaczynam.
    http://fanfics-yaoi-hoon.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. I blog often and I truly thank you for your
    information. This article has really peaked my interest. I'm going to take a note of your blog and keep checking for new information about
    once per week. I opted in for your Feed as well.

    Here is my site :: www

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń